Młody człowiek z Pekinu przyjechał do Europy na wakacje. W Heidelbergu ukradziono mu portfel z dokumentami. Chciał to zgłosić na komisariacie. Nie znał jednak języka, mówił jedynie po mandaryńsku, trafił do urzędu dla imigrantów. Tam podano mu wniosek o azyl, a on złożył podpis. Nie wiedząc co to za dokument. Podczas, gdy siedział i czekał po złożeniu zawiadomieniu o utracie dokumentów, władze niemieckie rozpoczęły zupełnie inny proces.
Przewieziono go do Dortmundu, gdzie znajduje się ośrodek tymczasowy. Tam poproszono go o paszport i wizę, a przyznano mu prawo do azylu i oddelegowano do obozu dla uchodźców w Dulmen. W zamian dostał dokumenty uchodźcy.
Dopiero po dwunastu dniach okazało się, że 31-latek nie szukał azylu, chciał dostać się do Włoch i Francji. Mężczyzna poradził się osób w chińskiej restauracji co zrobić. Wrócił do urzędu by ponownie rozmawiać z urzędnikiem. Tym razem do kontaktu wykorzystano aplikację w telefonie, która tłumaczyła język niemiecki na mandaryński i odwrotnie. Wówczas okazało się, że Chińczyk jest turystą.
Mężczyznę wypuszczono, odzyskał dokumenty. I udał się w dalszą podróż. Chińczyk nie złożył skargi na władze niemieckie za skandaliczną pomyłkę.
Reklama