„Władaj, Brytanio! Brytanio, władaj nad falami! Brytyjczycy nigdy, nigdy, nigdy nie będą niewolnikami!”. Te słowa refrenu nieformalnego hymnu Królewskiej Marynarki Wojennej, napisanego w połowie XVIII w., zna każdy mieszkaniec Wysp. Kolejne zwrotki wysławiają Brytanię, szczęśliwszą od innych krajów świata rządzonych przez tyranów. Co roku „Rule Britannia” stanowi kulminacyjny moment wielkiego koncertu „Last Night at the Proms”, transmitowanego przez BBC. Orkiestra symfoniczna gra, wybitny solista, często przebrany np. za angielskiego admirała albo kibica, śpiewa, zaś tysiące widzów wspólnie wykrzykują refren, wymachując brytyjskimi flagami. W zasadzie ten obraz powinien wystarczyć jako wytłumaczenie decyzji brytyjskich, a właściwie angielskich wyborców; Szkocja i Irlandia Północna zagłosowały bowiem wyraźnie za pozostaniem w Unii Europejskiej.
Anglicy to naród niezależny, z sentymentem patrzący na czasy imperium, nad którym nigdy nie zachodziło słońce. Przyzwyczajeni do swojego unikalnego systemu prawnego, z coraz większym sceptycyzmem spoglądali na decyzje podejmowane po drugiej stronie kanału. Co ciekawe, to właśnie Partia Konserwatywna, reprezentująca posiadaczy takich właśnie poglądów, była odpowiedzialna zarówno za przystąpienie kraju do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, jak i za wyjście Wielkiej Brytanii z jej kolejnej mutacji – Unii Europejskiej.
Wielka Brytania nie zdecydowała się przystąpić do protoplasty Unii, czyli Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, w 1952 r., podjęła za to inicjatywę wstąpienia pod koniec lat 50. Ta jednak została zawetowana przez prezydenta Francji Charlesa de Gaulle’a. Ostatecznie, po wycofaniu weta przez prezydenta Georgesa Pompidou, Wielka Brytania przystąpiła do wspólnot europejskich w 1973 r., pod rządami konserwatysty Edwarda Heatha. Decyzję potwierdziło referendum przeprowadzone w 1975 r. Wydaje się, że za zdecydowanym „tak” (ponad 67 proc.) stał niepokój Brytyjczyków związany ze złą sytuacją gospodarczą kraju i zagrożeniem terrorystycznym ze strony Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Przystąpienie do wspólnoty wydawało się szansą na przywrócenie stabilizacji i prosperity. Samo zaś referendum było inicjatywą Partii Pracy, która postulat jego rozpisania umieściła w swoim programie wyborczym. Labourzyści posługiwali się suwerennościowymi argumentami niezwykle podobnymi do tych, których używali w tym roku zwolennicy Brexitu, sytuujący się raczej po prawej stronie politycznego spektrum. Jednak podobnie jak w tym roku, podział na zwolenników i przeciwników pozostania przebiegał w poprzek obu głównych partii. Dodajmy, że zarówno referendum z 1975, jak i to z 2016 r., nie ma, z punktu widzenia ściśle prawnego, mocy wiążącej, gdyż jedną z podstaw ustroju Wielkiej Brytanii, przynajmniej od czasu „chwalebnej rewolucji” (1688), jest suwerenność parlamentu.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.