Chińskie powiedzenie – i przekleństwo – „obyś żył w ciekawych czasach”, jak ulał pasuje do międzynarodowej sytuacji w mijającym 2012 r. oto subiektywny przegląd najważniejszych wydarzeń.
Działo się wiele: wybory w najważniejszych krajach świata, narastające konflikty w różnych częściach globu, grożące wojnami nie tylko lokalnymi, wreszcie ociężałość Unii Europejskiej, uparcie zajętej głównie sobą – to wszystko będzie miało istotne znaczenie dla najbliższej (i nie tylko najbliższej) przyszłości.
USA: nihil novi, czyli radość w Moskwie
Wydarzenie nr 1 to wybory w USA. Powtórne zwycięstwo Obamy spowodowało, że linię polityki zagranicznej Białego Domu, a więc też – niestety – stosunek do Rosji, Europy i naszej części Starego Kontynentu, można określić starą maksymą „
nihil novi sub sole”. Dla nas to rzeczywiście źle, że pod amerykańskim słońcem nic się nie zmieni. John Kerry w butach Hillary Rodham Clinton może być tylko przyjemniejszą twarzą tego samego kursu polityki międzynarodowej Waszyngtonu.
Oznacza to smutek w Warszawie, choć nie mówię tu o kancelariach prezydenta czy premiera, tylko o środowiskach myślących kategoriami polskiej racji stanu, w Wilnie czy Rydze, ale radość w Moskwie. Zmiany, ale tylko personalne, zaszły w najliczniejszym kraju świata i jednocześnie wciąż najszybciej się rozwijającym, czyli w Chinach. Ale tam wszystko przebiegło zgodnie z planem Biura Politycznego i w wypadku Pekinu również możemy mówić, że „
nic nowego pod słońcem”.
Realna zmiana władzy nastąpiła zaś po grudniowych wyborach w Japonii. W Kraju Kwitnącej Wiśni do władzy wrócili ci, którzy po II wojnie światowej rządzili niemal zawsze, czyli partia liberalno-demokratyczna. W polityce zewnętrznej stosunek Japonii do Rosji czy Chin będzie równie nacjonalistyczny jak dotąd, czyli strzegący własnego interesu.
Rosną mocarstwa regionalne
Największe mocarstwo regionalne w Ameryce Południowej – Brazylia – mimo tegorocznych kłopotów natury korupcyjnej najbliższych współpracowników poprzedniego prezydenta, charyzmatycznego Luisa da Silvy (bo oczywiście on sam nic nie wiedział o nielegalnym finansowaniu własnej partii...), pozostało ekonomicznym tygrysem Ameryki Łacińskiej.
Dla Polski może być wzorem, jak prowadzić narodową politykę gospodarczą, rozwijać własny przemysł, a nie tylko usługi, promować narodowe marki i sprzedawać samoloty na cały świat.
Indie – największa demokracja świata, kraj, z którego wysyłam ten tekst – kończą rok poważnymi zamieszkami wewnętrznymi. Nie skorzystałem z oficjalnych rad, by tu nie przyjeżdżać. Ciekawość, jak radzi sobie subkontynent, okazała się silniejsza. Na naszych oczach Nowe Delhi staje się mocarstwem już nie tylko w skali regionalnej. Być może gdyby Indie były dyktaturą na wzór chiński, szybciej stałyby się pierwszoplanowym graczem. Ale nie są. Tu wszystko trwa dłużej. Problemy wewnętrzne: duży margines nędzy, kontrasty społeczne, petryfikacja starych układów poprzez system kastowy, napięcia religijne, hermetyczny system polityczny, oraz zewnętrzne: nieustanny konflikt z Pakistanem, owocujący zamachami terrorystycznymi w samych Indiach, nie mogą zasłonić prawdy o tym kraju. Za jakiś czas będzie to światowe mocarstwo. Zapewne szybciej niż później.
Eurosolidarność– slogan dla naiwnych Unia Europejska pogrążona jest w kryzysie nie tylko i nie głównie ekonomicznym, lecz także instytucjonalnym oraz – co pewnie ważniejsze – w kryzysie moralnym. W mijającym roku mieliśmy kilka rzekomo „
przełomowych szczytów” UE. Każdy kończył się fiaskiem, tak jak ten ostatni, listopadowy, w sprawie nowego budżetu Unii na lata 2014–2020. Kryzys jest faktem, ale jest on traktowany przez naszych sąsiadów przede wszystkim jako wygodny pretekst do zwiększenia faktycznej roli Berlina. Niemcy, podobnie jak Polska w latach 2005–2007 (i po części do roku 2010) grają powyżej tego, co „
mają w kartach”. I grają skutecznie. Zakres decyzji, na który formalnie mają już lub wkrótce będą miały wpływ, rośnie szybko i systematycznie. Bruksela, mając fałszywą skądinąd alternatywę:
dotychczasowy paraliż decyzyjny albo dominację ekonomiczno-polityczną jednego państwa członkowskiego, wybiera to drugie.
Unia fiskalna czy bankowa są jak płatne euroautostrady, z których myto będzie pobierał Berlin. Ale jednocześnie w tejże Unii wzrastają wpływy rosyjskie. Zarówno stricte biznesowe, jak i polityczne. Więcej: Moskwa staje się równoprawnym punktem odniesienia. Skoro prezydent Cypru, komunista Dimitris Christofias wymienia Lenina jako jedną z dwóch największych osobistości XX w., a dzieje się to na początku cypryjskiej prezydencji w UE, to trudno o wyrazistszy symbol.A przecież nie tylko o symbole chodzi.
W roku 2012 Moskwie udało się ostatecznie dopiąć projekt South Stream – Gazociągu Południowego.Wprawdzie centroprawicowy rząd Bułgarii odwlekał decyzję o przystąpieniu do tej inwestycji, ale skoro z Moskwą od dawna kolaborował w tej sprawie Rzym, to trudno się dziwić Sofii. Państwa nowej Unii, w tym niestety i Węgry (także w innych kwestiach), obserwowały, jak zachowuje się wobec planów Rosji stara Unia i wzięły z niej przykład.
Po zbudowaniu przez Federację Rosyjską wraz z Niemcami Nord Streamu trudno mieć pretensje do pozostawionych sam na sam z Kremlem unijnych nowicjuszy. Założyciele EWG sprawili bowiem, że europejska solidarność okazała się sloganem z czytanek dla naiwnych.
Bezradność Brukseli
W wypadku Federacji Rosyjskiej wpływy ekonomiczne przekładają się może bardziej niż w wypadku krajów Zachodu na zwiększanie wpływów politycznych. W ostatnich latach strefa wpływów Putina w państwach UE istotnie wzrosła, mimo że Rosja ekonomicznie słabnie. Oddawanie pola kolosowi na glinianych nogach przez Baracka Obamę, Angelę Merkel, Nicolasa Sarkozy’ego i innych oraz uwiarygodnianie tego przez José Barroso czy Hermana Van Rompuya jest na dłuższy dystans poważnym błędem politycznym – nawet jeśli na krótką metę owi przywódcy, ich rządy, a nawet ich państwa będą z tego czerpały jakieś zyski biznesowe (rzadziej polityczne).
Moskwa, jak Berlin, licytuje wyżej niż ma w politycznych kartach. W Europie i na świecie Rosji pozwala się na znacznie więcej, niż nakazuje to zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy. Duet Putin-Miedwiediew jest beneficjentem resetu w relacjach z USA i relatywnie dobrych cen eksportowanych surowców. Krajom nowej Unii pozostaje żywić nadzieję, że osłabiona, ociężała Unia Europejska nie stanie się w 2013 r. jeszcze bardziej bezradna wobec ambicji kremlowskich graczy
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Ryszard Czarnecki