W walce z nękającym strefę euro kryzysem Merkel pokonała w zeszłym tygodniu kolejną przeszkodę. Bundestag na wniosek rządu zgodził się w czwartek na pomoc finansową dla hiszpańskich banków.
Imponujący na pierwszy rzut oka wynik głosowania (473 z 583 obecnych deputowanych poparło projekt) jest raczej kolejnym już ostrzeżeniem dla Merkel i jej koalicyjnego rządu partii chadeckich CDU i CSU oraz liberalnej FDP niż świadectwem siły rządzącej od trzech lat koalicji.
Niemieckie media zwracają uwagę, że koalicji rządowej po raz kolejny nie udało się uzyskać absolutnej większości, gdyż co najmniej 26 posłów z obozu rządowego głosowało przeciwko własnemu projektowi, co świadczy o rosnącym niezadowoleniu we własnych szeregach z forsowanej przez Merkel polityki. Tylko poparcie największych partii opozycyjnych – socjaldemokratów (SPD) i Zielonych - pozwoliło i tym razem (tak jak wcześniej w przypadku pomocy dla Grecji) na szybkie uchwalenie ustawy.
W maju partia Merkel, CDU, poniosła klęskę w wyborach do parlamentu najludniejszego kraju związkowego Północna Nadrenia-Westfalia (NRW). Chwieje się najpoważniejszy projekt rządu – rewolucja energetyczna, polegająca na zastąpieniu energii atomowej energią odnawialną, a obywatele głośno wyrażają niepokój z powodu groźby wzrostu cen prądu.
Na niemieckich wyborcach krytyczne opinie zagranicznych i rodzimych komentatorów nie robią jednak wrażenia. W lipcowym sondażu telewizji ARD zadowolenie z pracy pani kanclerz wyraziło aż 66 proc. Niemców, co jest najlepszym wynikiem od początku obecnej kadencji. CDU prowadzi z wyraźną przewagą nad największym konkurentem - SPD.
- To paradoks – przyznaje niemiecki politolog Gerd Langguth, autor wznawianej wielokrotnie biografii Merkel. Wśród powodów jej ogromnej popularności wymienia na pierwszym miejscu brak politycznej alternatywy. - Obywatele są przekonani, że Merkel walczy jak lwica o ich interesy. Dlatego im mocniej zagraniczne media i politycy ją atakują, tym większa jest solidarność Niemców z panią kanclerz – tłumaczy Langguth.
