Zgodnie z zasadą „To jest świat Trumpa, a my w nim tylko żyjemy” – 80. sesja plenarna Organizacji Narodów Zjednoczonych została zdominowana przez amerykańskiego prezydenta. W swoim przemówieniu krytykował efektywność ONZ, mówiąc, że jedyne, na co stać tę organizację, to pisanie „listów pełnych mocnych słów”, a jedyna pomoc, jaką uzyskał, to „zepsute schody” i niedziałający teleprompter. Mówił o „siedmiu wojnach”, które zakończył, i o Nagrodzie Nobla, którą powinien dostać, choć to nie ona jest jego priorytetem, lecz ocalenie milionów od śmierci w wojnach. Ale obok żartów i klasycznego „Trump show” mieliśmy kilka ważnych deklaracji strategicznych dotyczących słabości Rosji, a także tego, czego Waszyngton oczekuje od swoich sojuszników.
Rosja w roli słabeusza
Liberalne media piszące o tym, że zmiana retoryki Trumpa niewiele znaczy, bo przecież nie zapowiedział nowego pakietu pomocowego dla Ukrainy, łatwo zapominają o swojej zbiorowej histerii po spotkaniu Trump–Putin na Alasce. Mieliśmy opowieści o „land swaps” (ang. wymiana terytorium), w ramach których Ukraina miałaby oddać to, o co od prawie czterech lat walczy, a Waszyngton miał zmusić Kijów do zaakceptowania takiego rozwiązania.
Sporo uwagi poświęcano słowom wiceprezydenta J.D. Vance’a o możliwości amerykańsko-rosyjskiej współpracy gospodarczej. Zamiast jednak przyjrzeć się konsekwencjom swojego „antytrumpowego syndromu zaburzeń” (ang. Trump deragment syndrome), liberalni komentatorzy piszą dalej w duchu: „tym gorzej dla faktów”. David Sanger z „New York Timesa” stwierdza na przykład, że zmiana retoryki Trumpa oznacza „umycie rąk” w sprawie konfliktu.
Coś, i to coś bardzo ważnego, jednak się wydarzyło. „Myślę, że Ukraina, przy wsparciu Unii Europejskiej, jest w stanie walczyć i ODZYSKAĆ całą Ukrainę w jej pierwotnej formie. Z czasem, cierpliwością i wsparciem finansowym Europy, a w szczególności NATO, odzyskanie pierwotnych granic, od których rozpoczęła się ta wojna, jest jak najbardziej realne” – napisał Trump na swoim Truth Social. Prezydent chwalił też „WSPANIAŁEGO DUCHA” Ukrainy. „Będzie mogła odzyskać swój kraj w jego oryginalnej formie, a kto wie, być może nawet pójść dalej” – powiedział Trump. „Prezydent Trump i ja wierzymy, że Ukraina może wygrać – fakt, którego stwierdzenia prezydent Biden unikał od lat” – stwierdził szef senackiej komisji Sił Zbrojnych Roger Wicker. „Czas zwiększyć presję na Putina, by zakończył ten bezsensowny rozlew krwi” – dodał.
Wpis Trumpa potwierdza słowa senatora Wickera, że czas zwiększyć presję na Rosję. Warto pamiętać, że Trump, nawet w okresach, gdy mówił o słabości Ukrainy i rozpoczęciu przez nią wojny, „której nie może wygrać”, wspominał też o tym, że Putin także będzie musiał usiąść do stołu „ze względu na rzecz, o której ja wiem”. Teraz „ta rzecz” została wyłuszczona wprost. „Rosja walczy bez celu od trzech i pół roku w wojnie, którą Prawdziwa Potęga Militarna wygrałaby w mniej niż w tydzień” – napisał prezydent. „To nie jest wyróżnienie dla Rosji. Tak naprawdę to sprawia, że wyglądają jak »papierowy tygrys«”. Trump napisał też o trudnościach, z którymi mierzą się zwykli Rosjanie, i co stanie się, kiedy „dowiedzą się, co naprawdę dzieje się z tą wojną, i fakt, że jest prawie niemożliwe kupić benzynę [stojąc] w długich kolejkach, które się formują, i przez wszystkie inne rzeczy, które mają miejsce w Wojennej Ekonomii, gdzie większość ich pieniędzy jest wydawana na walkę na Ukrainie” – napisał. Ten fragment to z jednej strony wsparcie Trumpa, nie po raz pierwszy, dla ukraińskich uderzeń w głąb Rosji, bo to właśnie one, obok sankcji, powodują problemy z zaopatrzeniem. Po drugie, mówiąc o Rosjanach, którzy „dowiedzą się, co naprawdę się dzieje”, prezydent USA sugeruje, że można zadbać o to, by takie informacje do nich trafiły.
To na pewno wrażliwy punkt dla Putina, który koszmarem „kolorowej rewolucji” żyje co najmniej od 2011 roku, kiedy to właśnie Ameryka, a konkretnie Hillary Clinton, były, w jego narracji, odpowiedzialne za masowe protesty w Moskwie. Choć prawdopodobieństwo takiej oddolnej rewolucji w Moskwie może być niskie, to jest to kolejna karta, którą Trump zdecydował się położyć na stole.
Po pierwsze NATO
Ci, którzy utrzymują tezę, że „nic tak naprawdę się nie stało, nie ma żadnej zmiany”, posługującą się następującym argumentem: przecież Trump powiedział, że owszem, Ukraina może wygrać, ale przy wsparciu Unii Europejskiej, a nie USA. Nie ma, póki co, rewolucji w kwestii na przykład pakietów pomocowych, a na końcu swojego wpisu Trump umieścił zdanie: „Niezależnie od wszystkiego, życzę wszystkiego dobrego obydwu krajom”.
Tyle że taka interpretacja zachowania Trumpa wynika z myślenia życzeniowego, w którym jedyna Ameryka, którą można zaakceptować, to taka, która podpisuje rachunki bezpieczeństwa, a wobec sojuszników zajmuje się głównie podtrzymywaniem pozytywnej atmosfery. To przysłania fakty. Pomiędzy czekiem in blanco a drugą skrajnością – Trumpem, który wycofuje się z NATO, pozostawia Ukrainę samą sobie i podpisuje weksel na rosyjskie wpływy w naszej części Europy – jest faktyczna strategia, która w dodatku dla Polski może być bardzo korzystna.
Po pierwsze, jasno widać, że zaostrzenie retoryki Trumpa związane jest z eskalacją ze strony Rosji, także naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej.
„W momencie gdy prezydent Trump i USA koncentrują się i przeznaczają mnóstwo czasu i wysiłku, by zakończyć tę okropną wojnę pomiędzy Rosją a Ukrainą, oczekujemy poszukiwania drogi do deeskalacji, a nie do zwiększania ryzyka” – powiedział ambasador USA przy ONZ Mike Waltz, były doradca ds. Bezpieczeństwa Narodowego w administracji Trumpa. „Stany Zjednoczone i nasi sojusznicy będziemy bronić każdego centymetra terytorium NATO”
– stwierdził, odnosząc się do naruszeń przestrzeni w Polsce i w Estonii.
Trump postrzega zjednoczenie NATO wobec rosyjskiego zagrożenia, razem z wymuszeniem na europejskich partnerach większych wydatków zbrojeniowych i umową handlową, w której UE zobowiązała się do zakupów w amerykańskiej zbrojeniówce, jako istotny sukces swojej prezydentury.
Podczas spotkania z Wołodymyrem Zełenskim podkreślił, że zgadza się z tym, iż kraje NATO powinny zestrzeliwać samoloty rosyjskie naruszające ich przestrzeń. „Będziemy dalej dostarczać broń NATO, a NATO zrobi z nią, co będzie chciało” – napisał prezydent na Truth Social. A to może oznaczać przekazanie jej dalej Ukrainie, a na pewno nie wskazuje na chęć „kontroli eskalacji”, której mogliby dokonać europejscy sojusznicy, przed czym wielu straszyło.
Chiny i Europa
Owszem, Trump stawia wymagania Europie, domaga się zaprzestania zakupów rosyjskiej ropy, zasugerował też wspólny reżim sankcyjny, do którego USA chciałyby dołączyć cła nałożone na Chiny. Podczas wizyty tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana zasugerował możliwość zniesienia ograniczeń na zakupy amerykańskiego sprzętu dla Ankary, pod warunkiem rezygnacji z zakupów rosyjskiej ropy.
Wiek XX w strategii amerykańskiej oznaczał priorytet niedopuszczania do pełnej kontroli nad Eurazją – obojętne czy chodziło o Niemcy, czy o Związek Sowiecki. Frakcja zachowawcza (ang. restrainers) wchodziła do Białego Domu z przekonaniem, że za pomocą zrozumienia rosyjskich potrzeb i odpowiednich, dyplomatyczno-gospodarczych marchewek uda się dokonać „odwróconego Nixona” czy też „Kissingera” i wyciągnąć rosyjskiego niedźwiedzia z rąk chińskiego smoka. Jednak zawsze się wydawało, że to propozycja życzeniowa. Szczególnie że nic tak nie zbudowało politycznej wrażliwości Putina jak poprzedni epizod rozładowania rywalizacji poprzez zbliżenie z Zachodem, który ostatecznie doprowadził do rozpadu Związku Sowieckiego, nazwane przez Putina „największą tragedią geopolityczną XX wieku”, i do upokarzających lat 90., gdy Rosja bezradnie przyglądała się, jak byłe republiki satelickie wchodzą do NATO.
Teraz USA ustami Trumpa mówią tak: jeśli Chiny i Rosja kontra Zachód to jedna rywalizacja, to: po pierwsze, Europa musi dołączyć do zwiększania kosztów Rosji, a także wziąć na siebie większą odpowiedzialność za odstraszanie na wschodniej flance NATO. Po drugie, musi w zamian za to wesprzeć USA w ich rywalizacji z Pekinem. Póki co, w Europie zapanowała zgoda co do pierwszej kwestii, choć wszyscy pewnie liczą, że uda się gdzieniegdzie zbić koszty. Druga sprawa będzie trudniejsza, bo jej akceptacja stałaby w sprzeczności z ideą samodzielności strategicznej Europy. Nie ma natomiast wątpliwości, że akceptacja obydwu postulatów jest w interesie Polski, pozostając jedyną realną gwarancją naszego bezpieczeństwa, która leży aktualnie na stole.
Nowy numer tygodnika #GazetaPolska!
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) October 7, 2025
Więcej już o 00:00 na https://t.co/OnIeddgtlv oraz w wygodniej prenumeracie cyfrowej na https://t.co/P6zoug9c6E pic.twitter.com/dBPg2B2jxe