Sześciu policjantów zostało rannych podczas protestów w Londynie po śmierci czarnoskórego 25-letniego mężczyzny, który zmarł w wyniku odniesionych obrażeń po zatrzymaniu przez policję; cztery osoby aresztowano - podaje BBC.
Protestujący zgromadzili się w niedzielę wieczorem przed dworcem autobusowym w Stratford oraz przed komisariatem policji w dzielnicy Forest Gate w północno-wschodnim Londynie.
Rzucali w funkcjonariuszy cegłami, podpalali kosze na śmieci; czterech policjantów trafiło do szpitala.
Komendant tamtejszej policji wyszedł do tłumu, aby odpowiedzieć na pytania i załagodzić sytuację.
Zdaniem demonstrujących 25-letni Edir Federico Da Costa został wcześniej w czerwcu "brutalnie pobity" przez funkcjonariuszy policji metropolitalnej. Jak przekazał portal BBC News,
trwa śledztwo, które ma wyjaśnić okoliczności zatrzymania Da Costy; mężczyzna trafił do szpitala "w stanie krytycznym" i zmarł 21 czerwca, sześć dni po zatrzymaniu.
Niektórzy z demonstrantów krzyczeli w niedzielę "nie ma pokoju, nie ma sprawiedliwości, nie dla rasistowskiej policji". W tłumie widać było tablice z napisem Black Lives Matter (życie czarnoskórych ma znaczenie).
Protestujący uważają, że Da Costa po policyjnej interwencji miał złamany kark i inne obrażenia, m.in. głowy. Jednocześnie niezależna komisja rozpatrująca skargi na policję oświadczyła, że przeprowadzona w czwartek wstępna sekcja zwłok wykazała, iż Da Costa nie miał urazów kręgosłupa spowodowanych przez funkcjonariuszy. Wcześniej komisja informowała, że policjanci podczas zatrzymania mężczyzny mogli użyć siły i gazu łzawiącego.
Źródło: niezalezna.pl,PAP
#policja
#zamieszki
#Londyn
gb