Najlepszy piłkarz świata Robert Lewandowski w seniorskiej karierze zdobył 524 bramki. Pierwszego gola kapitan reprezentacji Polski strzelił szesnaście lat temu, a jego „ofiarą” był bramkarz KS Łomianki Kamil Ryłka. Dziś ceniony w Norwegii trener golkiperów w FK Haugesund.
To było tuż po przerwie. Poszło dośrodkowanie w pole karne. „Lewy” tylko dołożył nogę i piłka wpadła do siatki. Delta Roberta wygrała wtedy z nami 4:1 – wspomina w rozmowie z „Niezależną.pl” Kamil Ryłka.
Za kilka miesięcy obaj spotkali się w Legii. Grali razem w rezerwach stołecznego klubu i zostali bliskimi kolegami. - Robert przyjaźnił się z Adrianem Stępniem, z którym mieszkałem w pokoju. Często nas odwiedzał. Rywalizowaliśmy w playstation. I z tego co pamiętam, Lewandowski raczej nie grał wówczas Bayernem – śmieje się Ryłka.
Były bramkarz podkreśla, że kapitan reprezentacji Polski był otwarty, zazwyczaj uśmiechnięty i... przekonany o własnych umiejętnościach. - No i oczywiście w tamtych czasach uwielbiał amerykański rap – dodaje Kamil. - Zdarzało się, że wspominaliśmy mecz Delta – Łomianki. Była szydera, ale podkreślam, że sympatyczna. Robert nie był złośliwy. Normalny gość. Kiedy dziś w telewizji oglądam mecze reprezentacji czy Bayernu, to widzę tego samego chłopaka, którego znałem ze wspólnej gry w Legii. Te ruchy, ciąg na bramkę, luz. Nic się zmieniło – dodaje Ryłka.
- Za moich czasów w Legii było wielu bardzo dobrych napastników, ale tylko dwóch z tego grona – Robert i Marek Saganowski z niesamowicie „zimną głową” potrafili z premedytacją tak oszukać bramkarza
– mówi z uznaniem.
Były bramkarz drużyny z Łazienkowskiej pamięta moment, kiedy Legia zrezygnowała z Lewandowskiego. - Wyjeżdżaliśmy na obóz do Straszęcina. Rozglądam się po autokarze, a Roberta nie ma. Zapytałem o niego i usłyszałem, że rozwiązał kontrakt. Trenerem rezerw Legii był wtedy Jerzy Kraska. Nie wdając się w szczegóły, myślę, że przy innym prowadzeniu, bardzo wielu chłopaków z tamtej ekipy, mogło zdecydowanie więcej osiągnąć – twierdzi.
Ryłka był uznawany za jednego z młodych, zdolnych, perspektywicznych. Trenował z Arturem Borucem, Łukaszem Fabiańskim czy Wojciechem Szczęsnym. Na przeszkodzie do zaistnienia w Legii stanęły mu jednak kontuzje.
- Najpierw zostałem wypożyczony do Ruchu Wysokie Mazowieckie, potem do Avii Świdnik, ale powoli docierało do mnie, że zdrowie nie pozwoli mi spełnić marzeń o karierze. Postawiłem na naukę, a w 2012 roku wyjechałem do Norwegii – opowiada Kamil.
- Z Legii zabrałem ze sobą wspomnienia pracy z najlepszym trenerem bramkarzy w Polsce – panem Krzysztofem Dowhaniem i satysfakcję, że moimi kolegami z drużyny byli naprawdę świetni fachowcy, późniejsi bramkarze reprezentacji Polski. No i przede wszystkim zawsze będę ciepło wspominał fakt, że grałem w jednym zespole i kolegowałem się z najlepszym piłkarzem świata
– mówi z dumą.
Kamil Ryłka nie został może bohaterem największych stadionów, ale i tak ma powody do dumy. Dzięki ambicji, umiejętnościom i uporowi, doszedł na szczyt. Pracował w akademii Valerengii Oslo, najlepszej w Norwegii, a dziś szkoli bramkarzy FK Haugesund. Jest nie tylko trenerem golkiperów, ale również odpowiada za analizę gry całej formacji obronnej. Mówi w stopniu komunikatywnym po norwesku i angielsku i marzy o pracy w Premier League.
- Polska szkoła bramkarzy ma tu dobrą markę. Wierzę, że swoją postawą, fachowością i zaangażowaniem zapracuję na angaż w Anglii. Robert Lewandowski pokazał, że ciężka praca popłaca
- uśmiecha się Kamil, który co prawda nie utrzymuje dziś kontaktów z asem Bayernu, ale wciąż mocno mu kibicuje.