W pierwszej kolejce nowego sezonu PGNiG Superligi piłkarzy ręcznych, Łomża Vive Kielce pokonała Torus Wybrzeże Gdańsk 34:25. A jeszcze niespełna dwa miesiące temu wiele wskazywało na to, że 17-krotny mistrz Polski będzie miał poważne problemy, by dopiąć budżet i w miarę stabilnym składzie przystąpić do rozgrywek. - Nie bałem się, że klub upadnie, ale było niebezpieczeństwo, że odejdą najlepsi zawodnicy, a drużyna z faworyta rozgrywek, stanie się ligowym średniakiem - mówi nam trener Vive Talant Dujszebajew, który w Kielcach pracuje już blisko pięć lat, a w 2016 roku osiągnął z ekipą ze Świętokrzyskiego największy sukces w historii polskiego szczypiorniaka - wygrał Ligę Mistrzów.
Nezależna.pl: - Lubi pan piwo?
Talant Dujszebajew: - Oczywiście! Uważam, że w upalny dzień, po ciężkim treningu, jedno duże z pianką jest wręcz wskazane! Dlatego nie ingeruję i nie zabraniam, jeśli zawodnicy po zajęciach wychylą kufelek. Naturalnie trzeba wiedzieć na ile i kiedy można sobie pozwolić, ale u nas w drużynie są odpowiedzialni chłopcy i nie przeginają. Poza tym nasz sponsor ma tak szeroki wybór asortymentu, że można sobie wypić np. jakiegoś bezalkoholowego Radlera.
- O sympatię do piwa zapytałem nieprzypadkowo, bo gdyby nie marka Łomża, to piłki ręcznej w wydaniu seniorskim w Kielcach dziś mogłoby już nie być.
- Przez koronawirusa prezes Vive Bertus Seervas musiał w swojej firmie wprowadzić oszczędności i zaprzestać finansowania klubu. Uspokoję kibiców - nawet w najgorszym dla nas okresie nie było obawy, że klub upadnie. Natomiast liczyliśmy się z tym, że odejdą najlepsi zawodnicy i nie będziemy mogli w Polsce i na arenie międzynarodowej walczyć o najwyższe cele. A tylko takie mamy ambicje! Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i wciąż mamy na tyle mocną ekipę, żeby bić się o największe laury.
- W największym kryzysie przemknęła panu przez głowę myśl, żeby opuścić Kielce?
- Ile lat się znamy?
- No, trochę czasu już minęło...
- Czy w tym okresie chociaż raz usłyszał Pan ode mnie, że chcę odejść?! Nie sztuką jest być w klubie, kiedy jest dobrze. Wartość trenera, jego podejście do miejsca pracy, lojalność do ludzi, poznaje się w trudnych chwilach. Nie zamierzam sobie robić reklamy, ale z ręką na sercu - pieniądze nie przesłaniają mi świata! Pozostałbym w Vive nawet,gdyby w klubie nie było kasy.
- O pana synów Aleksa i Daniela biją się najlepsze europejskie kluby. Mocno musiał się pan natrudzić, żeby namówić ich do pozostania w Vive, kiedy w klubie źle się działo?
- Paradoksalnie, pomógł mi w tym koronawirus. W trakcie kwarantanny cała rodzina była razem. Jeszcze bardziej zbliżyliśmy się do siebie. A Alex przekonał się, jak ważny jest codzienny kontakt dziadków z jego rocznym synkiem Hugo. Rodzina, miłość... Czy jest coś ważniejszego?
- Obaj pana synowie to gwiazdy światowego formatu. W trakcie treningów i meczów trudno jest się przestawić z relacji ojciec - synowie, na trener - zawodnicy?
- Wszystkich swoich zawodników traktuje jak synów. U mnie nie ma, że ktoś będzie faworyzowany, bo nazywa się Dujszebajew. Liczy się wyłącznie dobro drużyny.
Zobaczcie kapitalną akcję Branko #Vujović i Szymon #Sićko z meczu z @sprwybrzeze !#gramyrazem #handball #Kielce #dawajDawajhttps://t.co/8o0otOCsvX
— Łomża Vive Kielce (@kielcehandball) September 7, 2020
- Z którego ze sprowadzonych latem zawodników jest pan najbardziej zadowolony?
- Wiadomo, jak ważny był dla nas, przez ostatnich kilka sezonów, Julen Aguinagalde. Dlatego bardzo się cieszę, że lukę po jego odejściu załataliśmy Nicolasem Tournatem. To kapitalny zawodnik i jestem pewien, że z Artsemem Karalekiem stworzą bardzo groźną parę obrotowych.
- W ostatniej dekadzie kwestia mistrzostwa Polski rozstrzygała się pomiędzy Vive, a Orlenem Wisłą Płock. Czy w tym sezonie widzi pan zespół, który temu duetowi może pokrzyżować szyki?
- Azoty Puławy, bo sprowadziły z Niemiec Michała Jureckiego. To prawdziwy wojownik, zawodnik, który może sam wygrać mecz. Uwielbiałem go, kiedy grał w Vive. "Dzidziuś" to taki piłkarz ręczny, którego w składzie chciałby mieć każdy trener.
- To dlaczego poszedł do Puław, a nie wrócił do Kielc? Wisła dała mu więcej?
- To nie była kwestia pieniędzy. Po prostu rozmowy trochę się dłużyły, Michałowi zabrakło cierpliwości i wykorzystała to Wisła. Nie ma tu żadnego drugiego dna. Zawsze będę go bardzo cenił i uściskam przed naszym meczem z Azotami. A wracając do poprzedniego pytania, to myślę, że poważnym kandydatem do miana "czarnego konia" Superligi aspiruje Energa Kalisz. Co prawda na inaugurację sezonu przegrali z Zagłębiem Lubin, ale będą bardzo groźni.
- O co powalczy Łomża Vive?
- O całą pulę! Chcemy zdobyć mistrzostwo i Puchar Polski, a w Lidze Mistrzów wejść na Mount Everest, czyli zakwalifikować się do Final Four tych rozgrywek.