CAS przychylił się do odwołań rosyjskich i białoruskich zawodników, uznając, że całkowite wykluczenie ich z rywalizacji pod egidą Międzynarodowej Federacji Narciarskiej i Snowboardowej (FIS) nie miało wystarczających podstaw prawnych.
Rosjanie wracają na skocznie...
W efekcie sportowcy z tych krajów - pomimo trwającej agresji na Ukrainę - mogą startować jako „neutralni sportowcy indywidualni”, co otworzyło im drogę do kwalifikacji olimpijskich oraz do udziału w prestiżowym Turnieju Czterech Skoczni. Rosyjscy działacze szybko podjęli starania o uzyskanie wiz i dopuszczenie zawodników do konkursów w Niemczech i Austrii. W mediach pojawiły się informacje o przygotowaniach do startu w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen, Innsbrucku i Bischofshofen. Decyzja CAS była dla nich przełomowa, bo po raz pierwszy od początku wojny w Ukrainie otworzyła realną możliwość powrotu na międzynarodowe skocznie.
... ale nie w Polsce
Sytuacja wygląda jednak inaczej w Polsce. Po zakończeniu Turnieju Czterech Skoczni Puchar Świata przenosi się do Zakopanego, ale zarówno polskie władze, jak i środowisko sportowe wyrażają sprzeciw wobec obecności rosyjskich skoczków. Minister sportu Jakub Rutnicki jasno stwierdził, że ich występ na Wielkiej Krokwi jest wykluczony, a prezes Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz podkreślał, że nie wyobraża sobie takiego scenariusza.
"Jeśli pozwolimy na jeden krok do przodu, to będziemy na straconej pozycji. Znów robimy ustępstwa, znów robimy ulgi. A powinniśmy trzymać twarde stanowisko, tak jak do tej pory - mówić jasno, że to Ukraina została napadnięta i robić wszystko, aby mogła bronić swoich terenów. I żeby takie sytuacje już nigdy się nie powtórzyły" - mówił Małysz w rozmowie z "Faktem".