Michał Probierz po wygranym 2:0 meczu z Maltą w eliminacjach mistrzostw świata ocenił, że gra Biało-czerwonych uległa poprawie względem spotkania z Litwą. Selekcjoner przyznał również, że chociaż docenia klasę Holendrów, to celem Polaków jest pierwsze miejsce w grupie dające bezpośredni awans na mundial w 2026 roku.
Polacy wygrali dwa mecze na początku eliminacji piłkarskich mistrzostw świata. Na inaugurację pokonali w piątek Litwę po jedynym golu Roberta Lewandowskiego w końcówce spotkania. Natomiast w poniedziałek wygrali z Maltą po dwóch trafieniach Karola Świderskiego. W obu spotkaniach Biało-czerwoni nie stracili bramek, ale ich gra nie zachwyciła ekspertów, a rywale nie należeli do najmocniejszych.
Wciąż jest dużo elementów do poprawy. Brak Piotra Zielińskiego i Nicoli Zalewskiego mocno nas ograniczył, oni wnosili najwięcej do ataku pozycyjnego. W meczu z Litwą niektóre elementy nie funkcjonowały, ale nie zgodzę się, że aż tak słabo graliśmy. Dzisiaj staraliśmy się poprawić różne elementy, np. stałe fragmenty gry
- powiedział Probierz na konferencji po meczu z Maltą.
"Na pewno płynniej przechodziliśmy z piłką do ataków, stworzyliśmy więcej sytuacji, byliśmy też groźniejsi po stałych fragmentach gry. Martwiło mnie, że za łatwo Malta wychodziła z kontratakami, dlatego po przerwie na boisko wszedł Bartek Slisz. Największym problemem jest to, że nie wykorzystujemy sytuacji. Dzisiaj mieliśmy mnóstwo okazji. Szkoda mi szczególnie Kuby Kamińskiego. Włożył dużo serca i zdrowia, ale nie zdobył bramki" - dodał selekcjoner.
Polska prowadzi w tabeli z kompletem punktów, jednak teoretycznie najgroźniejsza w grupie G Holandia jeszcze nie rozpoczęła rywalizacji.
Chcemy zająć pierwsze miejsce. Wiemy, że Holandia jest silna, ale zobaczymy, co będzie za kilka miesięcy. Życie potrafi wiele zmienić - nie wiadomo, kto będzie kontuzjowany, a kto będzie mógł zagrać
- stwierdził selekcjoner.
Zdobyliśmy sześć punktów, ale to nie znaczy, że już jest świetnie. Wiemy, że borykamy się z różnymi kłopotami i rozumiem krytykę, chociaż czasami się z nią nie zgadzam. Chciałbym przy okazji podziękować kibicom za doping w obu meczach
- dodał.
"Jeżeli chodzi o Roberta - ustaliśmy przed meczem, że jeśli będzie potrzeba, to wejdzie na boisko. Wcześniej grał z lekkim urazem, ale chcę go pochwalić, bo mimo tego przyjechał na zgrupowanie, żeby pomóc reprezentacji. Podobnie Matty Cash. Ustaliliśmy, że pojawi się na ostatnie 20-30 minut. Czuł się zmęczony, nie chcieliśmy ryzykować. Miał wcześniej problemy zdrowotne" – wytłumaczył selekcjoner.