Reklama
Sport

Nowy piłkarz Cracovii Jakub Kosecki specjalnie dla Niezależnej: Probierz postawi mnie na nogi

To jeden z najciekawszych ruchów zimowego okienka transferowego w Polsce. Półrocznym kontraktem z Cracovią związał się 5-krotny reprezentant Polski Jakub Kosecki. - Miałem kilka ofert, ale zdecydowałem się na '”Pasy” ze względu na osobę trenera Michała Probierza. Wierzę, że pod jego wodzą szybko wrócę do wysokiej formy – z przekonaniem twierdzi skrzydłowy, który kilka tygodni temu rozwiązał umowę z tureckim Adana Demirsporem.

                    
„Niezależna.pl”: - Jak chłopak z Warszawy czuje się w Krakowie?

Reklama

Jakub Kosecki: - Jestem tu dopiero kilka dni, ale już mogę powiedzieć, że Kraków to bardzo urokliwe, fajne miejsce do życia. Znalazłem mieszkanie, wkrótce dołączy do mnie rodzina, zatem mogę skoncentrować się tylko na piłce. Teraz najważniejszym celem jest osiągnięcie sukcesu sportowego. Indywidualnie i z drużyną. Dziś trudno określić, kiedy zadebiutuje. Myślę, że na kilkanaście minut gry jestem gotowy już teraz, ale z trenerem Probierzem ustaliliśmy, że bez pośpiechu, na spokojnie, nadrobię zaległości i wejdę w rytm meczowy. Jestem typem szybkościowca, moim atutem są sprinty, dlatego żeby uniknąć kontuzji, muszę być w stu procentach gotowy do wyjścia na boisko. Dlatego pozostaje mi ciężko trenować i krok po kroku wracać do wysokiej dyspozycji.

Dlaczego związałeś się z Cracovią zaledwie półroczną umową?

W tym sezonie w Adana Demirsporze zagrałem tylko w dziewięciu meczach. Miałem zapewnienie prezesa, że po rozwiązaniu kontraktu, do końca sezonu będę mógł trenować z zespołem. Nie skorzystałem z tej propozycji i przez miesiąc trenowałem indywidualnie. Po powrocie do Polski, analizowałem oferty, radziłem się również taty (69-krotnego reprezentanta Polski Romana Koseckiego – przyp.pd). Pojawiły się propozycję gry z różnych, nawet bardzo egzotycznych miejsc, ale zdecydowałem, że odbuduję się w kraju. Dałem sobie pół roku na powrót do formy. Cracovia przystała na taki okres naszej współpracy. Jestem bardzo wdzięczny profesorowi Filipiakowi i trenerowi Probierzowi, że zgodzili się, bym przez rundę wiosenną odbudował się pod Wawelem. A co będzie latem? Zobaczymy. Być może poszukam nowych wyzwań, ale nie wykluczam też opcji pozostania w „Pasach” na dłużej.

Obaj z Michałem Probierzem macie silne charaktery. Nie boisz się, że we wzajemnych relacjach będzie iskrzyć?

Rzeczywiście, mamy swoje zdanie i potrafimy go bronić. Ale to właśnie osoba trenera była jednym z głównych powodów, dla których chciałem przyjść akurat do Cracovii. Jestem przekonany, że u pana Probierza bardzo dobrze przygotuję się do gry. Wiem, jaka jest hierarchia. To szkoleniowiec jest najważniejszy, a ja jestem tu by słuchać jego wskazówek i pracować. Nie zamierzam stroić fochów.

Dlaczego przedwcześnie rozwiązałeś umowę z Adana Demirsporem?

Po pierwsze: w czerwcu kończył mi się kontrakt. Poza tym, nie wiedziałem w jakim kierunku zmierza klub. Co roku padały deklaracje, że gramy o awans do Super Ligi, a tymczasem ciągle się nie udawało. W moim pierwszym sezonie przegraliśmy w półfinale play-off po golu straconym w 94. minucie. W kolejnym po karnych w finale. W tych rozgrywkach dwie pierwsze drużyny, które bezpośrednio awansują, tak nam uciekły w tabeli, że dogonienie ich będzie cudem. Do tego doszedł całkowity brak stabilizacji. Co rundę z drużyny odchodziło dziesięciu piłkarzy, a w ich miejsce tylu samo przychodziło. Zdarzało się, że wszedłem z ławki, dałem asystę, w kolejnym meczu to samo. W trzecim z rzędu wyszedłem w podstawowym składzie, byłem aktywny, miałem dwie „setki”, ale nie trafiłem. A w czwartym już siedziałem na trybunach. Istny kołowrotek. Uwielbiałem prezesa, ale w końcu miałem dość tej niepewności. Poszedłem do szefa i poprosiłem o rozwiązanie kontraktu. Negocjacje trwały miesiąc, ale na koniec podaliśmy sobie ręce i rozstaliśmy się za porozumieniem stron.

Jakie wspomnienia przywiozłeś z Turcji?

Adana to piękne, liczące ponad milion siedemset tysięcy mieszkańców, miasto. Leży na południu kraju, w jego azjatyckiej części. Pełne zabytków, niektóre sięgają czasów rzymskich. W lecie temperatury dochodzą nawet do 45 stopni Celsjusza, w styczniu zaś jest przyjemne 15 stopni. Ludzie są uśmiechnięci, serdeczni, nigdy ze strony miejscowych nie spotkało mnie nic złego. Nawet kiedy drużyna przegrywała. To naprawdę kapitalne miejsce do życia.

Poznałeś lokalne rytuały, zwyczaje?

Szczególnie jeden z nich zapadł mi w pamięć i nie budzi pozytywnych skojarzeń. Chodzi o rytualne podrzynanie gardła baranowi przed meczem. Raz byłem tego świadkiem i... zapowiedziałem, że więcej nie zamierzam w czymś takim uczestniczyć. Za bardzo kocham zwierzęta, by patrzeć na ich cierpienie.

Co powiesz tym, którzy twierdzą, że Kuba Kosecki zmarnował wielki talent?

Może rzeczywiście, nie wszystko poszło tak, jak oczekiwałem, ale nie mam sobie nic do zarzucenia. A ludziom nie muszę nic odpowiadać. Tak często byłem atakiem hejtu, że... się uodporniłem. Nikomu nic złego nie zrobiłem, żyję swoim życiem i niech tak zostanie. A co do piłki, to mam 30 lat i jeszcze przynajmniej sześć lat grania przed sobą. To wystarczająco dużo czasu, by udowodnić, że wciąż stać mnie na wiele.

Reklama