Piłkarze reprezentacji Holandii do hotelu w Dortmundzie, gdzie w środę zagrają z Anglią w drugim półfinale mistrzostw Europy, dotarli z czterogodzinnym opóźnieniem. Wszystko z powodu awarii na kolei i konieczności podróżowania samolotem.
Do zmiany planów, jak poinformowała w komunikacie holenderska federacja, zmusiła ekipę trenera Ronalda Koemana "blokada linii kolejowej". W związku z tym pociąg, którym "Pomarańczowi" mieli się udać z Wolfsburga, gdzie mieści się ich turniejowa baza, do Dortmundu został odwołany. Dlatego Holendrzy zmuszeni byli podróżować do Dortmundu samolotem i dotarli na miejsce cztery godziny później niż pierwotnie planowali.
Na swoje szczęście "Oranje" nie planowali w Dortmundzie treningu, natomiast opóźnienie wynikające z komunikacyjnych komplikacji zmusiło "Oranje" do odwołania oficjalnej konferencji prasowej, w której mieli wziąć udział selekcjoner i obrońca Manchesteru City Nathan Ake.
Pytany o perturbacje rywali trener Anglii Gareth Southgate ocenił, że nie uważa, by miało to jakieś znaczenie w środowym spotkaniu.
Nie wydaje mi się, by miało to jakikolwiek wpływ na mecz, który przecież rozpocznie się dopiero o godz. 21. Jest mnóstwo czasu, by wypocząć i zapomnieć o wszelkich kłopotach
- powiedział selekcjoner ekipy "Trzech Lwów" i już z humorem dodał: "Jestem pewien, że w hotelu czekała na nich kolacja, głodni nie będą".
Holendrzy koleją podróżowali wcześniej na mecz fazy grupowej z Austrią w Berlinie, który... przegrali. Z kolei wracać do Wolfsburga musieli samolotem, bo ograniczono połączenia. Na inne stadiony jeździli autokarem. System kolei w Niemczech, zwykle uważany za wzorowy, podczas Euro 2024 - zwłaszcza w fazie grupowej - był krytykowany za opóźnienia. Kłopoty z transportem dotknęły także Polaków, którzy z opóźnieniem dotarli do Berlina przed grupowym meczem z Austrią.