Do wyborów na stanowisko prezesa PZPN wystartowało dwóch kandydatów. O schedę po kończącym drugą kadencję Zbigniewie Bońku ubiegali się Marek Koźmiński oraz Cezary Kulesza. Biznesmen z Podlasia zdecydowanie wygrał to starcie zdobywając 92 głosy delegatów. Koźmiński - były reprezentant Polski, olimpijczyk z Barcelony, a ostatnio wiceprezes PZPN ds. szkolenia zyskał poparcie zaledwie 23 uprawnionych do głosowania.
Koźmiński już w swoim przedwyborczym wystąpieniu sprawiał wrażenie człowieka pogodzonego z porażką. Początkowo był uważany za pewniaka do zastąpienia Bońka, ale wraz z upływem czasu jego szanse malały. Przed środowym zjazdem PZPN mówiło się już głośno, że to Kulesza - który bardziej zabiegał o poparcie w "terenie" może być pewny zwycięstwa.
Marek ty jesteś fajny, ale gdybyś czasem przyjechał, wódeczki się napił, byłoby lepiej
- Koźmiński zdradził poniekąd w swym wystąpieniu kulisy walki o głosy w PZPN.
Marek Koźmiński zaniedbał pracę w terenie❓🤭 "Przyjechałbyś napić się z nami wódeczki, byłoby lepiej" 🥂 #tvpsport pic.twitter.com/8IVeBzHOTV
— TVP SPORT (@sport_tvppl) August 18, 2021
Ze słów 50-latka wynika, że o sympatii głosujących i wynikach wyborów na nowego szefa polskiej piłki bardziej decydowało wspólne picie "wódeczki" niż merytoryczne rozmowy o sporcie i przyszłości tej dyscypliny.