"Od najmłodszych lat zafiksowany byłem na punkcie judo" - przyznaje Paweł Nastula, który od dziecka marzył o byciu najlepszym na świecie. Mistrz olimpijski z Atlanty, dwukrotny mistrz świata i trzykrotny mistrz Europy - jedna z legend polskiego sportu- w piątek kończy 50 lat.
Mieszkający obecnie w Łomiankach Nastula zaczął trenować judo w wieku dziesięciu lat. Jego trenerem w AZS AWF Warszawa był Wojciech Borowiak i pod jego wodzą odnosił największe sukcesy, ale swój wkład w złote krążki mieli też kolejni szkoleniowcy reprezentacji.
Od najmłodszych lat zafiksowany byłem na punkcie judo. Bez przerwy zdarzało się w trakcie zabawy z kolegami na podwórku, zazwyczaj podczas gry w piłkę, że mówiłem: Zbliża się godz 17., idę na trening judo. Byli zdziwieni i pytali: a po co, zostań z nami, a na macie i tak będziesz najlepszy w Polsce. A ja chciałem być najlepszy, ale na świecie. Ten mój sportowy upór, determinacja i pracowitość sprawiły, że tak daleko zaszedłem. I zawsze mówię, że trzeba wierzyć w siebie, w sens swojej pracy treningowej
– wspomina Paweł Nastula.
#OTD w 1970 r. urodził się Paweł #Nastula 🥋, judoka i mistrz @Olympics z Atlanty 1996 🥇, dwukrotny mistrz świata, trzykrotny mistrz #Europa.
— Polska (@Polska) June 26, 2018
Wszystkiego najlepszego, Mistrzu! 🎂 pic.twitter.com/ALjLVvK1Xi
W juniorach zdobywał dwa brązowe medale ME – w 1989 i 1990 roku. I już wtedy polubił nazwy miasta na A”, bowiem wspomniane turnieje odbyły się w Atenach i Ankarze. Ale czy już wtedy mógł przypuszczać, że w 1996 roku stanie na najwyższym stopniu olimpijskiego podium w Atlancie?
Nie zawsze związkowi działacze i trenerzy we mnie wierzyli. Już w 1991 roku zostałem wicemistrzem świata seniorów, lecz w kolejnym sezonie nie udało mi się zdobyć olimpijskiego medalu w Barcelonie, gdzie zająłem piąte miejsce. Było rozczarowanie, dodatkowo miałem kłopoty zdrowotne i jakiś czas nie startowałem, a tymczasem pojawiła się szansa wyjazdu na prestiżowy turniej Jigoro Kano do Japonii. Wysłano mnie i Piotrka Kamrowskiego, ale pod warunkiem udziału również w MŚ w... sumo. Gdybyśmy się nie zgodzili, zostalibyśmy w Warszawie. I jako pierwszy Polak w historii wygrałem zawody pamięci twórcy judo w Tokio. Potem udaliśmy się na camp w sumo i rywalizowaliśmy w tym sporcie. Przed zawodami dopadło mnie przeziębienie i bardzo wysoka gorączka, bolał mnie bark, jednak musiałem walczyć.
Najlepszy okres w jego karierze rozpoczął się w 1994 roku, kiedy w Gdańsku został mistrzem Europy w wadze do 95 kg. Złoto wywalczył także w dwóch następnych latach. Z kolei w mistrzostwach świata triumfował w 1995 i 1997 roku. I wreszcie najważniejszy sukces – złoty krążek igrzysk w Atlancie.
Zdobyłem wszystko w judo, a chciałem więcej! W 1999 roku zdobyłem wicemistrzostwo kontynentu, a marzenia miałem dużo większe. Nie wyszło, szkoda, lecz nie mogę dziś mówić, że jestem niespełnionym sportowcem. Po prostu człowiek, jeśli już coś ma, to chciałby mieć jeszcze lepiej. I pewnie takie podejście jest trochę złe. Bo przecież w życiu udało mi się, byłem tyle lat najlepszym zawodnikiem i zapewne wiele osób chciałoby pójść w moje ślady. Najbardziej dumny jestem z rodziny, żony i dwóch córek: 23-letniej Marty i 20-letniej Moniki. Zresztą Marta amatorsko trenuje judo, a jej chłopakiem jest Kacper Szczurowski, brązowy medalista ubiegłorocznych młodzieżowych ME
– przyznał legendarny judoka.
Nastula jest wybitną postacią nie tylko polskiego, ale i światowego sportu. Na pytanie, kto jest judoką wszech czasów w kraju, odparł:
Myślę, że mógłbym umieścić swoje nazwisko na pierwszym miejscu ex aequo z Waldemarem Legieniem. Waldek był wielkim zawodnikiem, ja tak samo, więc obaj bądźmy na czele. Myślę, że zgodzi się ze mną.
Po zakończeniu kariery pozostał przy judo i od 20 lat kieruje Nastula Club na stołecznych Bielanach. Prowadzone są tam także zajęcia w innych dyscyplinach, jak: zapasy, kickboxing, MMA i wiele innych. Zajęcia judo organizuje również w Łomiankach, Laskach, Dziekanowie Leśnym i Polskim, Nowym Dworze Mazowieckim oraz Warszawie. Ze względu na koronawirusa klub ma problemy.
Bardzo długo nie mogliśmy prowadzić zajęć, więc nie zarabialiśmy, a wszelkie opłaty, począwszy od czynszu, trzeba uiszczać. Próbowałem negocjować wysokość, ale właściciel nie zgodził się na zmniejszenie kwoty. Cóż, w takich sytuacjach człowiek widzi, na kogo może liczyć. Utworzona została specjalna zbiórka, gdzie dobrzy ludzi wpłacają pieniądze. Dziękuję im wszystkim, dziękuję moim przyjaciołom i znajomym, którzy są ze mną. Po przerwie koronawirusowej do treningów wróciło może ze 20 procent osób. To bardzo mało. Ale był i plus pandemii, bowiem miałem dużo wolnego czasu i wyremontowałem strych w domu, gdzie mam teraz siłownię i 30 metrów kwadratowych maty do judo. Możemy ćwiczyć w fajnych warunkach.
Nastula zaczął karierę międzynarodową w 1989 roku – wtedy słynny trener Ryszard Zieniawa dał mu szansę w MŚ seniorów w Belgradzie. Niedawno zresztą wspominał o tym na pogrzebie wielkiego trenera. Z kolei z tatami w roli zawodnika pożegnał się w 2004, nie wystąpił już w swojej czwartej olimpiadzie.