Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

„Nie wykluczam, że pobiegnę pod biało-czerwoną”. Cimanouska szczerze: Jestem wdzięczna władzom w Polsce

Nie wykluczam, że pobiegnę pod polską flagą - oznajmiła Kryscina Cimanouska. Białoruska sprinterka, która została przez Polskę uratowana przed reżimem z Mińska podkreśliła rolę władz nad Wisłą. - Jestem wdzięczna władzom w Polsce, które zbudziły się w środku nocy i bardzo szybko podejmowały decyzje - powiedziała.

Kryscina Cimanouska
Kryscina Cimanouska
FISUTV - YouTube: Athletics Women's 200M Final #Napoli2019 – View/save archived versions on archive.org and archive.today, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=108093690

"W Tokio zastanawiała się pani nad wyjazdem z Japonii do Niemiec lub Austrii. Podawała to agencja Reuters. Tak było?" - zapytali białoruską sprinterkę dziennikarze "Rzeczpospolitej".

"Myślałam o Austrii, ponieważ mam tam trenera. Pracujemy z nim od dwóch lat. To się działo w nocy, wysłaliśmy listy z prośbami o pomoc do kilku krajów, w tym również do Polski. Polska odezwała się najszybciej ze wszystkich i zaproponowała pomoc. Skontaktowałam się z rodzicami i dopytywałam, gdzie mam lecieć. Rodzice powiedzieli, że lepiej wybrać Polskę, bo blisko Białorusi i mogą tu do mnie przyjechać. Podobała mi się Polska, byliśmy tu wielokrotnie na zawodach. Przyjechałam też w podróż poślubną z mężem. Możliwe, że ciągnęło mnie akurat do Polski, stąd mój wybór"

- powiedziała Kryscina Cimanouska.

Szybka reakcja Polski

Sprinterka przyznała, że "Czesi również proponowali wsparcie", ale to Polska zareagowała najszybciej.

Cimanouska zapewniła na łamach gazety, że planuje kontynuować sportową karierę i ma nadzieję, że będzie mogła to zrobić w Polsce.

"Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu oferuje pomoc i ma złożyć mi w przyszłym tygodniu konkretne propozycje. Decyzję podejmę samodzielnie, ale jeżeli będą w stanie mi pomoc, będę bardzo wdzięczna. Jestem bardzo wdzięczna polskiemu MSZ, które pomogło mi tu dotrzeć z Tokio i zadbało o moje bezpieczeństwo. Jestem wdzięczna władzom w Polsce, które zbudziły się w środku nocy i bardzo szybko podejmowały decyzje. Bardzo szybko wydały wizę humanitarną i pozwoliły zostać na dwa dni na terenie ambasady. Polscy konsule towarzyszyli mi w podróży"

- powiedziała sprinterka.

Na pytanie, czy pobiegłaby pod polską flagą, odpowiedziała: "Nie wykluczam tego. Jeżeli to tylko będzie możliwe".

Białorusinka w w pierwszym wywiadzie po przylocie do Warszawy, przeprowadzonym w Warszawie przez dziennikarzy "Wyborczej", "Die Welt" i "El Pais" oceniła, że nie spodziewała się, że ta sprawa, dotycząca sportu, stanie się międzynarodowym skandalem politycznym.

Ani że będę musiała zwracać się na lotnisku do japońskiego policjanta z przetłumaczonym przez internetowy słownik zdaniem: "Pomocy, próbują mnie przemocą wywieźć. Grozi mi niebezpieczeństwo"

- mówi lekkoatletka.

Decyzja o ucieczce

Na pytanie, czy wobec tego, co dzieje się na Białorusi, brała pod uwagę, że tak to się potoczy, lekkoatletka odpowiedziała: "Zupełnie nie".

"Nie brałam pod uwagę wyjazdu do Polski. Byłam tu wiele razy jako turystka, ale nigdy nie przypuszczałam, że będę musiała tak nagle podjąć decyzję o emigracji. O ucieczce właściwie. Miałam zupełnie inne plany na najbliższą przyszłość. Po powrocie z Tokio zamierzaliśmy z mężem odwiedzić rodziców, pojechać na urlop, zająć się naszym nowym projektem z branży fitness, zapisać się na profesjonalne kursy i warsztaty sportowe… Do tej pory jestem w szoku i nie do końca dociera do mnie, co się dzieje"

- mówi Kryscina Cimanouska.

Przyznaje, że w Polsce czuje się bezpiecznie - "do tego stopnia, że w końcu mogłam pozwolić sobie na sen. Przez kilka ostatnich dni nie mogłam zmrużyć oka".

Lekkoatletka została zapytana o to, w którym momencie zrozumiała, że powrót na Białoruś nie jest dla niej bezpieczny. "W dniu, kiedy pracownicy Narodowego Komitetu Olimpijskiego odwozili mnie na lotnisko, od samego rana nachodzili mnie ludzie z naszej sportowej drużyny. Trener i osoby z NKO powtarzali mi, że muszę wracać do domu, że mam natychmiast spakować wszystkie rzeczy, że jeśli się uprę i pobiegnę – wbrew woli władz, bo wiadomo już było, że decyzja wyszła od przedstawicieli wyższych szczebli – to czekają mnie poważne konsekwencje" - relacjonuje. I dodaje: "Rodzice powiedzieli mi wtedy, że nie mogę wrócić na Białoruś. Uwierzyłam im. Pomyślałam wręcz, że może ktoś się z nimi kontaktował i uprzedził ich, że jeśli wrócę, to czekają mnie kłopoty".

Więzienie

Dopytywana przez dziennikarzy, jakie, mówi: "Być może więzienie. Albo szpital psychiatryczny, skoro już stworzyli taką narrację. Jak wiadomo, stamtąd bardzo trudno jest wyjść".

"I to wszystko z powodu pani nagrania na Instagramie?" - zapytali dziennikarze.

"Rzeczywiście, nagrałam je w emocjach, nie przemyślałam tego. Później zresztą, pod wpływem gróźb, je usunęłam. Nie był to jednak manifest polityczny, wyraziłam tylko oburzenie decyzją białoruskich urzędników od sportu i trenerów, którzy – nie uprzedzając mnie – wystawili mnie do udziału w dyscyplinie, której nigdy nie trenowałam. Kiedy próbowałam to wyjaśnić, ignorowali moje wiadomości, choć widziałam, że je odczytali"

- mówi Cimanouska w wywiadzie.

I zapewnia, że jest człowiekiem sportu, nie zna się na polityce, nigdy się nią nie interesowała.

"Nie mówiłam nigdy niczego na temat naszych władz. Sport powinien funkcjonować poza polityką. Zawsze starałam się maksymalnie dystansować. Trenowałam – to całe moje życie, na tym się skupiałam" - powiedziała białoruska lekkoatletka.

 



Źródło: niezalezna.pl, PAP

#Tokio 2020

mg