Prowadzona przez trenera Igora Milicica reprezentacja, po wygranych z Ukrainą i Słowenią awansowała przed trzema laty do czołowej czwórki turnieju. Teraz połowę tej drogi już pokonała, wygrywając w niedzielę z Bośnią i Hercegowiną.
Turcja w mistrzostwach Europy startuje 26. raz. Najwyższą lokatę, drugą, wywalczyła w 2001 roku. Jej drugi najlepszy wynik w tym stuleciu to ósme miejsce w Polsce w 2009.
Będzie to dziesiąta rywalizacja o w mistrzostwach Europy między obiema reprezentacjami. Bilans jest korzystny dla Polski, która wygrała siedem spotkań i dwa przegrała.
W tegorocznym Eurobaskecie Turcja jest jednym z najpoważniejszych kandydatów do medalu, zwłaszcza po odpadnięciu innych faworytów – broniącej tytułu Hiszpanii, srebrnego medalisty z Berlina Francji czy wicemistrza świata Serbii. Pozostaje bez porażki w turnieju. Po wygraniu pięciu spotkań w grupie, w 1/8 finału zwyciężyła Szwecję 85:79. W tym ostatnim spotkaniu miała pewne problemy, szczególnie w pierwszej połowie (37:42), co może dawać nadzieje drużynie biało-czerwonych.
Liderem tureckiej reprezentacji jest wszechstronny, mierzący 206 cm Alperen Sengun, czołowy gracz Houston Rockets, który w tegorocznym Eurobaskecie zdobywa średnio 22,0 punktu na mecz (siódmy strzelec turnieju), 10,7 zbiórki (drugi) oraz 6,7 asysty (trzeci).
Wszyscy grają już na zmęczeniu. Kto znajdzie w sobie więcej energii w drugiej połowie, będzie wyciągał wynik na swoją korzyść. Trzeba będzie walczyć do ostatnich minut
- zapowiedział środkowy reprezentacji Polski Dominik Olejniczak.
Jedno nie ulega wątpliwości. Polski zespół stanie we wtorek w Rydze przed najtrudniejszym zadaniem w tych mistrzostwach Europy. Tak jak przeciwko Słowenii w ćwierćfinale w Berlinie przed trzema laty.