Karol Bielecki to jedna z legend piłki ręcznej. Trzykrotny medalista mistrzostw świata z reprezentacją Polski i triumfator Ligi Mistrzów z VIVE Kielce w 2010 doznał makabrycznej kontuzji. Podczas meczu Biało-czerwonych z Chorwacją stracił oko. Nie załamał się jednak i jako jedyny szczypiornista w historii po takim urazie wrócił do gry na najwyższym poziomie. Dla portalu "Niezalezna.pl" Bielecki opowiedział o ciężkim powrocie na boisko i szansach Polski na mistrzostwach świata w Egipcie.
Janusz Milewski: Jest Pan chyba jedynym sportowcem na świecie, który po utracie oka wrócił na szczyt.
Karol Bielecki: Moja kariera została złamana na pół. Do 28 roku życia czułem się naprawdę mocnym zawodnikiem, a po kontuzji musiałem tak naprawdę zacząć wszystko od nowa. Uczyłem się grania od podstaw – biegania, łapania piłki. Determinacja, konsekwencja i siła woli pozwoliła mi wrócić na najwyższy poziom. Zdobyłem z reprezentacją Polski kolejny medal mistrzostw świata, byłem na igrzyskach w Rio i stanowiłem część drużyny VIVE Kielce, która triumfowała w Lidze Mistrzów. Jestem z tego dumny. Żałuję oczywiście tego urazu, ale nie zmienia to faktu, że poradzenie sobie z taką sytuacją było olbrzymim wyzwaniem.
Pana koledzy z reprezentacji po wypadku w spotkaniu towarzyskim z Chorwacją byli załamani. Wielu mówiło, że po tej koszmarnej kontuzji nie byli w stanie nawet zasnąć. Skąd Pan czerpał siłę w tak trudnej chwili?
To był olbrzymi szok. W pierwszym momencie były oczywiście myśli o zakończeniu kariery, bo nie wyobrażałem sobie gry z jednym okiem. Po rozmowach z okulistą klubowym, mając olbrzymie wsparcie od zawodników w klubie i od menadżera, postanowiłem, że trzeba spróbować. Podczas rehabilitacji okazało się, że robiłem szybkie postępy. Dwa i pół miesiąca ciężkich treningów i ogromu pracy po kontuzji wróciłem na boisko w Bundeslidze. Zagrałem bardzo dobre spotkanie, rzuciłem chyba jedenaście bramek i uwierzyłem, że gra bez jednego oka jest naprawdę możliwa.
W piątek Biało-czerwoni meczem z Tunezją rozpoczynają udział w mistrzostwach świata w Egipcie. Po latach sukcesów dla polskiej piłki ręcznej nadszedł gorszy czas. Doszło do tego, że żadna telewizja nie pokazuje mundialu z udziałem naszej drużyny...
Jeżeli Biało-czerwoni wejdą do najlepszej ósemki i zagrają w ćwierćfinale, to telewizja zaraz kupi prawa. Dopóki nie ma sukcesu, to nikogo to nie interesuje, pojawia się sukces i wszystko się zmienia.
A taki awans drużyny prowadzonej przez Patryka Rombla na tych mistrzostwach jest możliwy?
Przypominam sobie mecz z Niemcami na mistrzostwach świata w 2007 roku. Wtedy też nikt na nas nie stawiał, a wygraliśmy. Oczywiście mieliśmy w bramce Sławomira Szmala, który był wówczas najlepszym zawodnikiem na świecie i naszą ostoją. To zwycięstwo scementowało zespół.
Piotr Wyszomirski może być następcą Sławomira Szmala?
W ważnych meczach wszystko zaczyna się od stabilnej obrony i pewnego bramkarza. Szmal był jeden i przez wiele lat zapewniał sukcesy reprezentacji, więc trudno wskazywać jego następcę. Piotr Wyszomirski oczywiście też miał świetne mecze. Musi w siebie uwierzyć i wtedy pomoże drużynie.
Za dwa lata Polska wspólnie ze Szwecją zorganizuje mistrzostwa świata. Czy w tym czasie możliwy jest przełom w grze Biało-czerwonych i powrót do sukcesów z czasów Orłów Wenty?
Ciężko powiedzieć. Przełom może nastąpić w każdej chwili, wystarczy wygrać dwa ważne mecze. Wszystko jest możliwe, ale zależy od mentalności zawodników, którzy obecnie są w kadrze.