Sześcioro polskich pływaków znalazło się poza listami startowymi na igrzyska olimpijskie w Tokio. "Groteska całej sytuacji polega na tym, że dysponując wyłącznie dziesiątką zawodników, będących obecnie na listach indywidualnych oraz siódemką "tylko do sztafet", Polska prawdopodobnie... nie da rady złożyć składów" - informuje portal sport.tvp.pl. Wszystkiemu winne błędy Polskiego Związku Pływania oraz komunikacja ze światowym związkiem.
Alicja Tchórz (MKS Juvenia Wrocław), uczestniczka igrzysk w Londynie i Rio de Janeiro była jedną z wypowiadających się w mediach zawodniczek po poniedziałkowym ślubowaniu olimpijskim. Przyznała, że słysząc „Tokio” przed jej oczami zazwyczaj pojawia się flaga Japonii, ale jednak życzy wszystkim krajowym sportowcom, by to flaga Polski pojawiała się w ceremoniach medalowych jak najczęściej.
W sztafetach stać nas na zakręcenie się w okolicach finału, a potem… wszystko może się wydarzyć. Na pewno zostawimy całe serce w basenie. Wykonaliśmy mnóstwo pracy, aby się zakwalifikować, a podczas startu jak najlepiej zaprezentować
- mówiła dziennikarzom.
Problem w tym, że Tchórz, tak jak Aleksandra Polańska, Paulina Peda, Jan Kozakiewicz, Jakub Kraska i Mateusz Chowaniec znaleźli się poza zawodami. Zawodnicy nie są zapisani indywidualnie, nie zostali też oddelegowani do sztafet, przez co nie mogą wystartować. Sprawdziliśmy oficjalne listy startowe - na 40 stronach pełnych nazwisk próżno szukać wymienionych.
Zamieszanie wynika z tego, że nie zgłoszono dziewięciu zawodników do konkurencji indywidualnych i dziesięciu do sztafet. Zamiast tego chciano zabrać do Tokio łącznie aż 14 dodatkowych. By była taka możliwość postanowiono anonsować do startów indywidualnych siódemkę, mającą jedynie minimum B. To grono uzupełniono kolejnymi siedmioma pływakami "wyłącznie do sztafet".
Prezes Polskiego Związku Pływackiego Paweł Słomiński w wypowiedzi dla portalu sport.tvp.pl tłumaczy, że najpierw zgłosił sztafety, następnie podał ich składy. "W związku z regulaminem mogliśmy poza zawodnikami z minimum A zgłosić także dziesięć innych osób z minimum B. Wskazani na tej liście muszą wystartować, a w przeciwnym razie sztafecie grozi dyskwalifikacja" - wyjaśnia.
Problem w tym, że związek zamiast 10 wskazał 14 osób, przekraczając limit. Przy wysyłaniu korekty pojawił się problem komunikacyjny:
Odpowiedzieliśmy prośbą o dopuszczenie kolejnych siedmiu zawodników do konkurencji indywidualnych oraz wpisaniem siedmiu pozostałych na listę do sztafet. Na tego maila nie otrzymaliśmy odpowiedzi
- narzeka prezes.
Na dzień przed zamknięciem systemu organizatorzy poinformowali, że zapraszają do konkurencji indywidualnej Kacpra Stokowskiego. Dlaczego czekano tyle czasu, zamiast interweniować? Zdaniem prezesa PKOl potwierdził związkowi, że wszyscy zawodnicy zostali poprawnie zgłoszeni.
Jestem w stałym kontakcie z szefem misji. Komitet organizacyjny przyjmuje nasze argumenty odnośnie tego, że na liście zawodników do sztafet zgłosiliśmy siedmiu, a nie dziesięciu zawodników. Być może będą skłonni, żebyśmy przynajmniej wykorzystali pełną pulę. Ale ostateczna decyzja jest po stronie FINA. Wystosowaliśmy pismo do nich i do PKOl, poinformowano nas, że sprawa jest otwarta. Czekamy
- mówi Słomiński.