Hiszpański piłkarz Gerard Badia w lutym rozpocznie szósty rok gry w ekstraklasowym Piaście Gliwice. Na początku miał problemy z porozumiewaniem się. Teraz jest kapitanem. Jak sam przyznaje, kiedy wraca do swojej ojczyzny - tęskni za Polską.
Badia zgłosił się do gliwiczan na testy podczas ich zgrupowania pod Alicante w 2014 roku. Sprawdził się, dostał dwa dni na załatwienie swoich spraw i przyleciał z Piastem do Polski.
„Nie sądziłem, że tak długo zostanę w Polsce. Na początku powiedziałem żonie, że jadę na pół roku, najwyżej półtora. Ale w życiu i piłce nożnej nie można tak planować. Te pięć lat tak szybko przeleciało, że sam w to nie mogę uwierzyć”
– dodał.
W międzyczasie urodziła mu się córka Valeria, a podczas trwającego zgrupowania w tureckiej Antalyi może na świat przyjść Zosia.
„Pamiętam pierwszą bramkę strzeloną dla Piasta w meczu z Górnikiem Zabrze. Żona była w ciąży, ja włożyłem po golu piłkę pod koszulkę. Córka urodziła się w Hiszpanii. Kiedy miała miesiąc przyjechała do Polski, w kwietniu skończy cztery lata. Przy jej narodzinach mnie nie było, bo mieliśmy mecz z Legią w Warszawie, teraz – mam nadzieję – będę z żoną”
– stwierdził pomocnik.
Hiszpan szybko i chętnie nawiązuje kontakty, jest bardzo lubiany przez kibiców Piasta.
„Na początku po przyjeździe do Polski skoncentrowałem się na nauce angielskiego. Potem, kiedy podpisałem dłuższy kontrakt, pomyślałem – teraz Gerard to już musisz mówić po polsku. Bo bardzo mi się w tym kraju podoba, lubię ludzi, którzy tu mieszkają. Żeby z nimi rozmawiać, musiałem pokonać barierę językową. Lubię zapytać sprzedającą w piekarni panią jak się czuje i życzyć miłego dnia”
– śmiał się zawodnik.
Podkreślił, że w centrum Gliwic, gdzie mieszka, jest rozpoznawany na ulicy.
„Chodzimy do kawiarni, znam ich właścicieli i pracowników. W sklepach też mnie poznają. Do żony spacerującej z naszym dzieckiem podchodzą ludzie i zagadują, mimo, że ona tylko trochę rozumie po polsku. To dla mnie miłe”
– zauważył.
Jakie były problemy Gerarda po przyjeździe do Polski? Sam przyznaje, że jest to trudny język.
„Największym problemem w ciągu pierwszych miesięcy był język. Do zimna się przyzwyczaiłem, ale nie rozumiałem, co mówi trener. Byłem przyzwyczajony do głośnych rozmów w szatni, a natrafiłem na barierę komunikacyjną. A na początku zawsze wszystkie oczy są przecież zwrócone na nowego, wszyscy są ciekawi, jak gra. Więc jeśli nie możesz rozmawiać, jest ciężko. Kiedy strzelisz jedną, drugą bramkę – jest lepiej i głowa idzie do góry”
– dodał zawodnik.
Dużo szybciej nauka polskiego poszła jego córce.
„W przedszkolu też początki miała niełatwe, ale teraz mówi dobrze. Podczas niedawnych świąt, kiedy rodzina śpiewała kolędy po katalońsku, ona zrobiła to po polsku. Nie wiem tylko, czy podczas dwumiesięcznego pobytu w Hiszpanii nie zapomni polskiego”
– zauważył Badia.
Przyznał, że gdy jest w ojczyźnie, tęskni za Polską.
„Nigdy nie myślałem, że tak się stanie”
- zakończył.