Jestem szczęśliwy, że Polakowi po raz pierwszy w historii udało się awansować do ćwierćfinału mistrzostw świata. Ale z tyłu głowy pozostał żal, że nie udało się wejść do najlepszej czwórki. Półfinał był bardzo blisko. Robiłem co mogłem, ale mój rywal Anglik Stephen Bunting był bezbłędny – powiedział w rozmowie z niezalezna.pl Krzysztof Ratajski, który na mistrzostwach świata w Londynie wywalczył najlepszy wynik w dziejach polskiego darta.
niezalezna.pl: - Najlepsi darciści świata w wywiadach twierdzą, że swoją przygodę z rzutami lotkami do tarczy, zaczynali podczas posiadówek w barach. Pomiędzy jednym piwem, a drugim. Jak to było w pana przypadku?
Krzysztof Ratajski: - Klasycznie. W osiedlowej knajpce „Paris Bar” w Skarżysku – Kamiennej. Był tam ustawione maszyny do darta elektronicznego. Zagrałem z kolegami raz, drugi, potem kolejny... Szybko połknąłem bakcyla. W pierwszym lokalnym turnieju zająłem drugie miejsce. Zacząłem uczestniczyć w kolejnych zawodach. Z czasem już na terenie całego kraju. Przyszły sukcesy w mistrzostwach Polski, awans do reprezentacji. Przyszły wyjazdy zagraniczne. Hiszpania, Włochy, USA. Zwiedziłem kawał świata. To także motywowało do treningów. Dwadzieścia lat temu podróże zagraniczne nie były czymś powszednim, tak jak dziś.
Kiedy wpadł pan na pomysł, że gra w darta może być sposobem na życie i rzucił pracę?
Zawodowo gram w darta od trzech lat. Wcześniej normalnie pracowałem na etacie. Odszedłem z posady, kiedy zrozumiałem, że aby osiągać sukcesy na arenie międzynarodowej, trzeba się temu w pełni poświęcić. No bo, proszę sobie wyobrazić: Na turniej w Anglii, który trwa od piątku do niedzieli, trzeba wylecieć najpóźniej w czwartek. Powrót do Polski w poniedziałek, czyli w pracy byłbym we wtorek i w środę. Raz, że żaden szef by się na to nie zgodził, a dwa na pewnym poziomie nie da się dzielić gry z pracą. Trzeba było na coś się zdecydować. Zaryzykowałem i postawiłem na darta. Jak się okazuje, było warto. Ale nie ukrywam wątpliwości miałem mnóstwo...
Rodzina nie postawiła veta?
Moja partnerka Karolina Podgórska jest... mistrzynią Polski pań w darta. Doskonale mnie rozumie. Wspiera, podpowiada. Często razem towarzysko grywamy. Od początku we mnie wierzyła.
Pewnie łatwiej jest podjąć decyzję o przejściu na zawodowstwo, kiedy z turnieju przywozi się czek na 125 tysięcy złotych...
Finansowe bezpieczeństwo jest bardzo ważne. Rzeczywiście, decyzja o przejściu na zawodowstwo zbiegła się ze zwycięstwem w Winmau World Masters, za którą otrzymałem wymienioną przez pana nagrodę.
Za ćwierćfinał mistrzostw świata zarobił pan 250 tysięcy złotych. To aż nie do wiary, że dzięki rzutom do tarczy został pan milionerem...
Może nie aż tak, ale na pewno zarabiam więcej niż wynosi średnia krajowa. Ale jakiekolwiek sukcesy nie byłyby możliwe bez codziennych treningów. Minimum dwugodzinnych. Przez 365 dni w roku. I żeby było jasne – nie gram w darta dla pieniędzy. Ja po prostu kocham ten sport!
Ale czy to już rzeczywiście dyscyplina sportu, czy też ciągle jeszcze barowa rozrywka?
Nie da się ukryć – dart wywodzi się z barów. Ale dziś to profesjonalne mecze nie mają nic wspólnego z rekreacyjnym rzucaniem do tarczy. Turnieje mają wspaniałą oprawę i możnych sponsorów. Fenomen darta polega na tym, że to sport dla ludzi w każdym wieku. Nie wymaga nie wiadomo jakiej kondycji, nie trzeba cały rok trzymać restrykcyjnej diety. Mogą grać ludzie starsi, panowie z brzuszkiem. Panie... I to jest piękne. Legendarny angielski darter Phil Taylor, który zwyciężył w 75. turniejach, przestał grać w wieku 56 lat. Można? Można!
Jakie cechy powinien posiadać dobry darter? Do sukcesów potrzeba pewnej ręki, silnej psychiki, czego jeszcze?
To kumulacja silnej psychiki, odporności na stres, umiejętności wyłączenia się na czynniki zewnętrzne, choćby hałas wywoływany przez kibiców. Pewna ręka oczywiście też jest ważna, ale tak naprawdę wielkie turnieje wygrywa głowa.
Po mistrzostwach w Londynie, jest pan sklasyfikowany na czternastym miejscu na świecie. Polski dart to Krzysztof Ratajski i długo, długo nic, czy też w pana cieniu czają się już następcy?
Czają się, czają (śmiech)... Jest Krzysztof Kciuk, Tytus Osoli. Dużą karierę może zrobić młody Sebastian Białecki. Graliśmy przeciwko sobie wiele razy i dwukrotnie nawet mnie pokonał. Talent czystej wody!
Czego życzy się darterowi?
Połamania lotek. Poza tym życzę całej dyscyplinie, by moje sukcesy przysłużyły się do rozwoju darta w Polsce.