W procesie, który prezes PZPN Zbigniew Boniek wytoczył dziennikarzowi "Gazety Polskiej" Piotrowi Nisztorowi, wygłoszono mowy końcowe. - Z kilku akapitów o Zbigniewie Bońku ani jeden nie zawiera niczego, co godziłoby w jego dobro osobiste - mówił mecenas Hubert Kubik, pełnomocnik Nisztora. Prokuratura również uważa, że do naruszenia dóbr osobistych nie doszło. Sam Nisztor podkreśla: "Liczę na sprawiedliwy wyrok i potwierdzenie tego, że napisałem prawdę".
W sierpniu i wrześniu 2020 r. Piotr Nisztor, dziennikarz śledczy „Gazety Polskiej”, opublikował kilka artykułów dotyczących Polskiego Związku Piłki Nożnej i jego prezesa Zbigniewa Bońka. Materiały (ukazały się na łamach „Gazety Polskiej” i „Gazety Polskiej Codziennie”) dotyczyły m.in. działalności zarabiającej miliony na współpracy z piłkarską federacją spółki SportFive kierowanej przez Andrzeja Placzyńskiego, byłego kapitana SB. Oprócz tego Nisztor ujawnił relacje PZPN ze spółką Mikrotel, należącą do brata i bratanka szefa związku. Za te publikacje Boniek pozwał gazety i dziennikarza do sądu. Proces toczy się przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Dziś wygłoszone zostały mowy końcowe.
Zbigniewa Bońka reprezentowali pełnomocnicy mec. Maciej Ślusarek i mec. Katarzyna Lejman, którzy podtrzymali wszystkie wnioski.
- Wymowa i wydźwięk w tych publikacjach jest tak kreowana, że może naruszać dobra osobiste. Pozwani działali z premedytacją i w pełni świadomie
- mówiła pani mecenas. Zaznaczyła też, że nie zostały spełnione warunki rzetelnego dziennikarstwa np. autor powoływał się tylko na informatorów a nie konkretne osoby. Mecenas Ślusarek wskazał, że "Pan Nisztor nie sprawdzał informacji, tylko czekał na odpowiedzi na pytania, a to nie jest jedyny sposób badania wiarygodności".
- Mój klient wie, że musi mieć grubą skórę, ale nie można przekraczać granic
- dodał.
Mowę końcową wygłosił też reprezentujący pozwanego Piotra Nisztora mecenas Hubert Kubik.
- Od początku tej sprawy mam wrażenie, że rozmawiamy o zupełnie innych materiałach prasowych
- rozpoczął mec. Kubik. Tłumaczył, że strona przeciwna na siłę doszukuje się w publikacjach sugestii i wyrywa z wypowiedzi konkretne zdania: "Z kilku akapitów o Zbigniewie Bońku ani jeden nie zawiera niczego, co godziłoby w jego dobro osobiste" - powiedział mecenas. Dodał też w niektórych artykułach nie jest mowa bezpośrednio tylko o Bońku, ale o całym zarządzie PZPN.
Odniósł się też do zarzutów, że dziennikarz opublikował artykuł, nie czekając na odpowiedź z PZPN. "Ani razu nie otrzymał on odpowiedzi na swoje pytania, chociaż PZPN ma obowiązek odpowiedzieć dziennikarzowi". "Nie może tak być, że dopóki bohater publikacji się nie wypowie to dziennikarz nie publikuje tego artykułu" - dodał. Wniósł też o oddalenie powództwa w całości i wnioskował o pokrycie wszystkich kosztów poniesionych przez wydawcę gazety przez powoda.
Na koniec głos zabrała prok. Jeżak-Kasztelan.
- W ocenie prokuratora zgromadzony materiał w postępowaniach sądowych skłania do stanowiska, że publikacje, które są źródłem roszczeń powoda nie uzasadniają uwzględnienia tych pozwów, a to ze względu, że nie doszło do spełnienia jednej z przesłanek, czyli do bezpośredniego naruszenia dóbr osobistych powoda
- mówiła podczas rozprawy prokurator. Wyrok zostanie ogłoszony 30 lipca.
Wydarzenia z sali rozpraw skomentował pozwany w tej sprawie - dziennikarz Piotr Nisztor.
- Mowa mecenasa Ślusarka była bardzo kwiecista i bardzo sugestywna, jakby opowiadał o historii wielkiej zbrodni, która miałaby się odbić strasznymi reperkusjami dla wielu osób, a to przecież zwykła sprawa, gdzie Zbigniew Boniek poczuł się po prostu urażony tym, że ktoś śmiał na jego temat napisać artykuł krytyczny dla niego. Bo on nie jest przyzwyczajony, od momentu kiedy jest prezesem PZPN do tego, że ktoś interesuje się jego działaniami związku, szczególnie tymi finansowymi
- powiedział naszej reporterce Cyntii Harasim.
Pytany o końcowe rozstrzygnięcie, Nisztor stwierdził:
Nie chciałbym wypowiadać się przed decyzją sądu. Mogę powiedzieć tylko tyle, że liczę na sprawiedliwy wyrok i potwierdzenie tego, że napisałem prawdę. Trudno mi dzisiaj nie podkreślić tego, że prokuratura jednoznacznie stwierdziła, że w treści artykułów jest prawda opisana