Od wczoraj internet żyje zatrzymaniem na lotnisku Heathrow i cofnięciem do kraju polskiego publicysty Rafała Ziemkiewicza. "Jak się okazuje raczej jestem szczęściarzem, bo wedle uprawnień posiadanych, Straż Graniczna mogła mnie trzymać w areszcie deportacyjnym dowolnie długo. - mówił dziś Ziemkiewicz w rozmowie z Tomaszem Sakiewiczem na antenie TV Republika.
Rafał Ziemkiewicz został wczoraj zatrzymany na lotnisku Heathrow w Wielkiej Brytanii, gdzie po kilkugodzinnych procedurach, łącznie z rewizją osobistą i odebraniem dokumentów, otrzymał odmowę wjazdu na Wyspy i nakaz opuszczenia kraju. Dziś publicysta był gościem Tomasza Sakiewicza w programie "Polityczna kawa" na antenie Telewizji Republika.
"Wróciłem wczoraj. Jak się okazuje raczej jestem szczęściarzem, bo wedle uprawnień posiadanych, straż graniczna mogła mnie trzymać w areszcie deportacyjnym dowolnie długo"
- powiedział na wstępie Ziemkiewicz.
Publicysta dziwił się, że według służb brytyjskich, jego prywatna wizyta na Wyspach miałaby w jakikolwiek sposób wpłynąć na bezpieczeństwo całego kraju.
"Przez 1,5 godziny byłem zwodzony, że mają jakiś problem z moim paszportem, bo mają nowy system i moje dane się nie wczytują, co było prawdopodobne. Więc zapewniono mnie, że jeszcze 5-10 minut i oddadzą mi paszport. W końcu zniknęli wszyscy, przez dobre 2 godziny nie działo się nic. Z tego, co wiem, również konsula podejmującego interwencję okłamano albo druga hipoteza - też powiedzano mu, że nic do mnie do nie mają, że to jest jakiś problem z paszportem"
- powiedział Ziemkiewicz.
Publicysta opisał również rozmowę z oficerem imigracyjnym, który najpierw zadał mu kilka oczywistych pytań, na które już znał odpowiedzi:
"Z powodu moich poglądów politycznych, ja i tak nie zostanę wpuszczony, więc on mi dobrze radzi, żebym wziął paszport, przebukował bilet i sam wrócił, to wtedy oni nie będą robić z tego sprawy, nie będzie śladu w papierach."
"W każdym razie nie było żadnych pytań. Była tylko ta dobra rada, żebym sobie poszedł"
- dodał.