Do zdarzenia doszło w niedzielę około godziny 20. Przed bramą aresztu śledczego Warszawa Białołęka, przy ul. Ciupagi zebrała się grupa osób, która według ustaleń dziennikarzy protestowała w związku z nowymi przepisami dotyczącymi więziennictwa. Nowe przepisy, które weszły w życie od soboty to m.in. likwidacja przywilejów w korzystaniu przez skazanych z opieki zdrowotnej, wzmocnienie bezpieczeństwa w zakładach karnych oraz lepsze wyszkolenie i skuteczność Służby Więziennej.
Jak przekazał rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkomisarz Sylwester Marczak w związku ze zgromadzeniem na miejsce policja skierowała dodatkowe patrole.
"W międzyczasie zgromadzeni zaczęli wznosić okrzyki, używając jednocześnie petard. Gdy na miejscu pojawiły się dodatkowe siły z Oddziału Prewencji Policji, podjęto zdecydowane działania"
- podkreślił policjant.
Wskazał, że podczas policyjnej interwencji osoby zaczęły uciekać, a część z nich porzuciła swoje pojazdy. "Łącznie odholowano 6 samochodów. Wylegitymowano ponad 20 osób. Trzy osoby zostały zatrzymane. Nałożono kilkanaście mandatów na kwotę 7,5 tys. złotych" - podał.
Tymczasem „Gazeta Stonoga” widzi to w innym świetle. Fake newsy wyjaśnia płk Elżbieta Krakowska ze Służby Więziennej.
Według gazety, doszło do buntu więźniów. Podano nawet, że użyto broni i była ofiara śmiertelna.
Sprawę wyjaśnia Dyrektor Biura Generalnego Służby Więziennej płk Elżbieta Krakowska.
– W niedzielę doszło do incydentu przed aresztem. Pojawiła się tam grupa kilkudziesięciu pseudokibiców. Policja przywróciła porządek
– powiedziała tvp.info Krakowska.
Wyjaśniła, że incydent w żaden sposób nie wpłynął na sposób funkcjonowania aresztu. Co więcej – jak podkreśla Krakowska – nie użyto broni i nikt nie zginął.