Takiego scenariusza nie wymyśliliby nawet filmowi scenarzyści. Sędzia Henryk Pietrzkowski najpierw został bohaterem afery w Sądzie Najwyższym (aferę wykrytą przez CBA ujawniła w 2012 „Gazeta Polska”). W sprawie uruchomiono nawet śledztwo, w którym sędzia Pietrzkowski zeznawał jako świadek. Nagle nastąpił zwrot akcji – prokuratura śledztwo umorzyła, później je wznowiła i prowadzi do dziś. Nie przeszkodziło to jednak innemu sądowi uznać, że prasa powinna sędziego przepraszać za... sugerowanie związku ze skandalem.
Sędzia Sądu Najwyższego pozwał wydawcę oraz redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej” urażony opinią publikowaną w dzienniku z 2014 r. komentującą ujawnienie przez Telewizję Republika nagrań rozmów oraz esemesów między tym sędzią i Bogusławem M.- jego kolegą z NSA w stanie spoczynku. Treść materiałów śledczych wskazuje, że Bogusław M. prosił Pietrzkowskiego o pomoc w napisaniu skutecznej skargi kasacyjnej.
Aferę wykrytą przez CBA ujawniła w 2012 „Gazeta Polska”. W sprawie uruchomiono śledztwo, w którym sędzia Pietrzkowski zeznawał jako świadek. Prokuratura najpierw umorzyła je a od 2016 r. wznowiła i dotąd je prowadzi.
Co ciekawe w tekście „Rzeczpospolitej”, którego dotyczy pozew nie pada sformułowanie, by sędzia popełnił przestępstwo. Przeciwnie, autor to niemal wyklucza. Jednak sędziemu najwyraźniej nie spodobało się, że dziennikarz zastanawiał się w publikacji nad kategorią prawną przestępstwa, do którego mogło dojść w sprawie.
Wyrok nakazuje przeprosić sędziego Pietrzkowskiego za zawarcie w tekście „sugestii o możliwych intencjach sędziego do zachowania przestępczego”. Sędzia Pogorzelska wyliczyła 4 formy przeprosin, jakie ma uzyskać Pietrzkowski od pozwanych. Wydawca ma zamieścić przeprosiny w wydaniu papierowym gazety a jej portal ma przez cztery miesiące krzyczeć tekstem o tym, jak sędzia został niesłusznie spostponowany. Taką samą formę przeprosin ma uzyskać prawnik ze strony redaktora naczelnego.
- Pozwane strony dopuściły do bezprawnej publikacji tekstu, który narusza dobre imię i cześć sędziego - uznała sędzia Pogorzelska. - Sugerowanie, że sędzia SN mógł popełnić przestępstwo, jest przekroczeniem – kontynuowała. -Trudno też wskazać uzasadniony cel społeczny, jaki miałby stać za publikacją na temat udziału powoda w sprawie – mówiła sędzia Pogorzelska.
Co więcej, sędzia uznała także, że w tekście jest mowa o Henryku P., co miało stygmatyzować sędziego Pietrzkowskiego jako przestępcę a nie chronić jego anonimowość.
Z kolei w mowie końcowej procesu red. naczelny „Rzeczpospolitej” Bogusław Chrabota podkreślił, że cała sprawa ma charakter precedensowy i wskazywał, że tu chodzi o granice wolności słowa.
- To sprawa o granice wolności słowa. Wyrok w tej sprawie będzie lekcją dla przyszłych pokoleń – mówił sugerując, że wygrana sędziego w procesie, będzie poważnym ograniczeniem wolności prasy.
Oświadczenie
Maciej Marosz, autor książki „Resortowe togi”, przeprasza mec. Jerzego Naumanna w związku z błędnym umieszczeniem nazwiska adwokata we fragmencie opracowania dotyczącym sędziego Anatola Derkacza. W efekcie w książce pada niezgodna z prawdą sugestia, jakoby mec. Jerzy Naumann był sędzią w okresie stalinowskim i późniejszych latach PRL.