Eryk Łażewski, Niezalezna.pl: W ostatni piątek Rada Europejska zakazała wjazdu na teren Unii Europejskiej 40 przedstawicielom reżimu białoruskiego. „Zamrożono” im też dostęp do środków finansowych znajdujących się na terenie UE. Na ile te sankcje są bolesne? Czy wpłyną na zmianę polityki obecnych władz Białorusi?
Witold Waszczykowski, eurodeputowany, były minister spraw zagranicznych: Nie. To są symboliczne sankcje i raczej nie wpłyną na zmianę funkcjonowania reżimu. Unia Europejska nie ma jednak w tej chwili wielu instrumentów oddziaływania na Białoruś. Chociaż Białoruś jest członkiem Europejskiego Programu Partnerstwa Wschodniego, to jednak jest mało aktywna. Również Unia Europejska niewiele oferowała Białorusi w ramach Partnerstwa Wschodniego. Stąd też UE nie może mocno wpływać na sytuację Białorusi.
Również w piątek Białoruś zażądała od Polski i Litwy drastycznego ograniczenia na swoim obszarze liczby dyplomatów tych państw. I nasuwa się tu pytanie: co władze Białorusi chcą w ten sposób osiągnąć? Czy chodzi tylko o zwykły rewanż za wspomniane wcześniej sankcje?
Z jednej strony, tak: to symboliczny rewanż. Z drugiej strony, ograniczenie liczby dyplomatów pracujących w placówkach spowoduje ograniczenie pracy tych placówek. Nie będą miały one dostępu do wyższych urzędników, bo nie będzie ambasadorów. Będą miały utrudnione zbieranie informacji o tym, co się dzieje na Białorusi i przekazywanie ich do kraju. Tak, że jest to bolesne utrudnienie pracy placówek dyplomatycznych na terenie Białorusi.
W mediach pojawiła się informacja, że władze Polski i Litwy podjęły decyzję o odwołaniu z Białorusi swoich ambasadorów. Jeżeli to prawda, wydaje się, że takie działania są „na rękę” władzom Białorusi.
Nie. Władze polskie i litewskie nie podjęły decyzji o odwołaniu swoich ambasadorów. Tylko - pod wpływem presji i gróźb strony białoruskiej, która chciała wyrzucić ambasadorów z Mińska - władze podjęły decyzje o wezwaniu tychże ambasadorów na konsultacje do stolic. Odwołanie na konsultacje nie przerywa pracy ambasadora i pozwala mu wrócić za jakiś czas, gdy warunki na to pozwolą.
Jednak ambasadorów na Białorusi nie ma. I o to przecież chodzi stronie białoruskiej.
Rzeczywiście, tak jest. Tylko, że Białoruś szantażowała Polskę i Litwę, że jeśli te kraje nie wezwą swoich ambasadorów na konsultacje, to Białoruś da im tak zwany „dokument persona non grata”. I wtedy oni na stale wyjadą. Tymczasem wezwanie na konsultacje jest powrotem do kraju, ale czasowym. To nie zamyka możliwości przyjazdu na Białoruś.
Można zatem powiedzieć, że w ten sposób uchroniono ambasadorów przed pewnymi represjami?
Tak. Przed całkowitym wyrzuceniem ich z Białorusi. Gdyby bowiem rząd białoruski to zrobił, wtedy oni musieliby wyjechać na stałe. Nie mogliby wrócić. Polska i Litwa nie miałyby w ogóle ambasadorów. Trzeba by wtedy od początku uruchomić cały proces akredytacji nowych ambasadorów. A Białoruś mogłaby się nie zgodzić na przyjęcie kolejnego ambasadora. Natomiast teraz, sprawa jest zawieszona. Ambasadorowie przyjeżdżają na konsultacje do Warszawy i Wilna, ale formalnie mają cały czas możliwość powrotu na Białoruś.
Ale faktycznie na Białorusi ich nie ma. I wygląda na to, że strona białoruska jednak wygrywa.
Wygrywa. Tylko że jak powiedziałem, czasowo, nie zamykając przy tym żadnej drogi. Bo ani Polska nie ma zamkniętej drogi do wysłania ambasadora, ani też Białoruś nie ma drogi zamkniętej do przyjęcia tego ambasadora z powrotem.