Awaria kolektorów ściekowych pod dnem Wisły nie zostanie szybko usunięta. Wczoraj miejskie służby nie umiały wytłumaczyć, co się stało. Nie miały też żadnego planu rozwiązania problemu, a jedyne, co zaproponowały, to zrzut całości ścieków do Wisły i przekazanie problemu do miast leżących w dolnym biegu rzeki.
Trzy metry sześcienne na sekundę, czyli niemal 260 tys. m sześc. ścieków na dobę wpływa do Wisły z lewobrzeżnej Warszawy. I wszystko wskazuje na to, że awarii nie będzie można usunąć szybko...
Wszystko zaczęło się 27 sierpnia o godz. 5, gdy awarii uległa pierwsza rura pod dnem Wisły, którą transportowano ścieki z lewego brzegu Wisły do leżącej na prawej stronie miasta oczyszczalni Czajka. Po tym, jak pojawił się problem, kierownictwo Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji postanowiło skierować strumień do drugiej, rezerwowej nitki. Ta po 24 godzinach również uległa awarii. Tunel, w którym znajdują się obie rury, został zalany fekaliami na odcinku 850 metrów.
Dopiero wtedy przyparte do muru władze Warszawy postanowiły poinformować odpowiednie urzędy. Zdaniem polityków PiS reakcja była spóźniona, a spółka miała obowiązek poinformować urzędy już po awarii pierwszej nitki.
Będziemy podawali państwu informacje na bieżąco. Już dzisiaj jestem w stanie państwu powiedzieć, że to nie potrwa dwa czy trzy dni. Natomiast nie jestem w stanie powiedzieć, ile to potrwa.
- mówił wczoraj prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.
Magistrat i samorządowcy popierający rządzącą w stolicy PO bagatelizują zagrożenie. Urzędnicy jak mantrę powtarzają, że tak naprawdę to powrót do stanu sprzed 2012 r. To jednak tylko częściowa prawda. Według danych za 2008 r. zrzut ścieków do Wisły był o prawie 120 tys. m sześc. mniejszy.
Tymczasem służby podległe administracji rządowej nie lekceważą zagrożenia.
Skutki awarii ściekowej w Warszawie mogą być dla środowiska niewyobrażalne.
- mówi Paweł Ciećko, główny inspektor ochrony środowiska.
„Inspektorzy ochrony środowiska monitorują stan wody w Wiśle, pobierając próbki do badań. Widać już pierwszy wpływ zrzutów na jakość wody w Wiśle. Próbka jednorazowa ze strumienia ścieków, pobrana o godz. 12.44 w dniu wczorajszym, wskazuje na dużą zawartość azotu amonowego – 43,7 mg/l. Dla porównania próbka wody z Wisły powyżej zrzutu, czyli w miejscu, gdzie zanieczyszczenie nie występuje, zawiera mniej niż 1 mg/l azotu amonowego, a próbka wody pobrana za miejscem wypływu ścieków wynosi 29,5 mg/l azotu amonowego”.
- poinformował wczoraj w komunikacie GIOŚ.
To fatalna informacja, gdyż podwyższony stan tych substancji przyczynia się do zakwitu glonów i sinic, które potem obumierają. W procesie rozkładu zużywany jest tlen zgromadzony w przydennych warstwach wody, a dodatkowo bakterie beztlenowe uwalniają szkodliwy siarkowodór. W ten sposób powstają obszary o obniżonej ilości tlenu lub całkowite pustynie tlenowe, w których życie zamiera. Od lat w Polsce prowadzono kampanie mające uświadomić problem i właśnie dlatego rozbudowywano sieć oczyszczalni ścieków.
Rząd chce przeciwdziałać problemowi. Zaoferował samorządom wsparcie wszystkich podległych mu służb, łącznie z wojskiem. Tymczasem władze Warszawy… odrzucają pomoc.
„Prezydent Trzaskowski stwierdził, że pomoc wojska w związku z katastrofą ekologiczną nie jest potrzebna. To dowód ignorancji i braku szacunku dla ludzi. Zagrożeni są nie tylko warszawiacy, ale też mieszkańcy Mazowsza, Kujaw i Pomorza. Proszę nie przeszkadzać tym, którzy chcą pomóc!”.
- napisał wczoraj minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak.
O przyjęcie pomocy zaapelował wczoraj Michał Dworczyk, szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. PO ustami Grzegorza Schetyny i Rafała Trzaskowskiego odmówiła jej przyjęcia, twierdząc, że PiS robi w związku z zagrożeniem „polityczną nagonkę”.