10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Tomasz Łysiak dla Niezalezna.pl: Blask Chocimia na Święto Niepodległości

W święto Niepodległości przypada w tym roku jedna z piękniejszych polskich rocznic. Oto mija 350 lat od znakomitego zwycięstwa Rzeczypospolitej pod Chocimiem z 1673 roku. Znakomity atak hetmana wielkiego koronnego Jana Sobieskiego rozbił w puch armię Imperium Osmańskiego. Walki w śnieżnej zadymce, salwy armatnie, działania bojowe naszej artylerii, szturm piechoty na obóz turecki, a wreszcie szarża husarii, która przedarła się przez wyłom w wałach i murach, wzbudzając popłoch w szeregach wroga: wszystko to złożyło się na świetne zwycięstwo - pisze Tomasz Lysiak dla Niezalezna.pl.

Andrzej Stech, Bitwa pod Chocimiem, 1697
Andrzej Stech, Bitwa pod Chocimiem, 1697
Autorstwa Andrzej Stech - www.pinakoteka.zascianek.pl, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=17837035

Ileż byśmy dali, by choć na chwilę móc zobaczyć obraz tego zwycięstwa – upadające tureckie namioty, umykających w popłochu pohańców i naszych husarzy, spinających konie, by pognać za wrogiem… 

Wewnętrzne konflikty

A jednak blask Chocimia, a nawet późniejsza chwała Wiednia (gdy Jan III Sobieski po raz kolejny uchronił Europę przed naporem Imperium Osmańskiego) nie pozwalają nam się cieszyć zwycięstwami, tak jak moglibyśmy, czy powinniśmy. Nasza niepodległość bowiem była już wówczas zagrożona, a Rzeczpospolitą, męczoną kolejnymi wojnami, bitwami, najazdami, targały wewnętrzne konflikty. To, co miało nastąpić w wieku następnym – powolne staczanie się w bagno własnych błędów i wizja zewnętrznej agresji zaborców zakończona rozbiorami, unicestwieniem Polski – zatruwa nam dzisiaj możność radosnej refleksji dotyczącej chwil chwały i zwycięstw.

Z jednej strony wiemy, że „byli tam czynni szatani” – Rosja, Prusy i Austria, które zawarły antypolski triumwirat, stanowiły potęgę, jakiej trudno było się oprzeć. Przy czym wiodącą rolę w owej grze, w której celem była likwidacja oraz rozgrabienie Polski, wiodły Rosja do spółki z Prusami. Caryca Katarzyna, Niemka z urodzenia, monarchini moskiewska na petersburskim tronie, była w tej rozbiorowej orkiestrze najważniejszym kompozytorem, dyrygentem i mecenasem tych „artystów”, którzy mieli odegrać melodię anihilacji Polski. Dochodzimy tu do owej rzeczy najboleśniejszej, tej która nas rani najmocniej: do udziału w tym wszystkim Polaków. Bo w orkiestrze dyrygowanej przez Moskali, grali też polscy „muzycy”: opłacani, deprawowani, kundleni, zeszmacani siłą, przemocą, namową, manipulacją i wreszcie pieniądzem. 

Zdrada ubrana w patriotyzm

„Braliśta pieniążek moskieski, hetmanie Branecki” – jęczą z wyrzutem szatany w „Weselu” Wyspiańskiego, dręcząc Targowiczanina piekielnymi wizjami. Hetman zdradziecki cierpi, krzyczy, sam próbuje użyć złota, wyje z bólu i grozi, wreszcie błaga o litość… A jednak wizja Wyspiańskiego niestety nijak się ma z rzeczywistością – wielu zdrajców bowiem, racjonalizując sobie wszystko, własną zdradę ubrało w piórka patriotyzmu, zamiast hańbę i poniżenie przypisało sobie chwałę i udekorowało piersi orderami bojowników o wolność. Bojowników o Wolność i Demokrację… 

I znów – nie tylko sama zdrada boli, ale jeszcze brak wyrzutów, jeszcze jakieś zaślepienie, jakaś mgła, która opadła na oczy, uszy, rozum i sumienie: diabelska mgła zamazująca ostrość widzenia tego, co dobre i złe. 

Podnieśliśmy się jednak z najgorszych upadków. Przetrwaliśmy najgorsze. Jeśli na jednego bohatera przypadał jeden zdrajca, to i tak warto było trwać. Nawet wtedy, gdy patriotów było mniej, gdy garstka musiała porywać do boju innych, budzić ze snu, łapać za ramiona i potrząsać: hej, obudźcie się ze snu, chodźcie z nami! Bo tam jest wolna Polska, gdzie jest nasza wiara i nasza miłość do Niej i nasze trwanie przy Niej. 

Ten sam sen

Ta sama nam się śniła – w lwowskiej szacie listopadowych walk, gdy biły się o Nią Orlęta, w zimowej zawiei Nocy Styczniowej, w strzeleckim stukocie butów na Oleandrach, w paryskich salonach w czasie negocjacji traktowych, pod namiotami Błękitnej Armii, nad Bzurą, w sybirskich odmętach tajgi, w łagrach i na warszawskich ulicach w czasie łapanek, w Powstaniu i w bitwie, pod Narwikiem i pod Monte Cassino, w lesie smutnym, szarym, mglistym i na szczytach gór, w celach ciemnych i jasnych pokojach dziecinnych. Śniliśmy ciągle ten sam sen – o różnych wymiarach, ale ze snu trzeba się było za każdym razem budzić. Wstawać i przechodzić do czynu. Podnosić się. A gdy się upadło – jeszcze raz się podnosić. I znowu. I znowu. 

11 listopada stajemy jednak zawsze w blasku. Radośni. Stajemy w świetle Chocimia, Wiednia, Somosierry, Rokitny. W blasku bohaterów spod Warszawy roku 1920… Idziemy pamiętając tych, którzy dla nas zostawili to, co najlepsze: rzucili swoje życia na stos. Idziemu dzisiaj w marszu radości: razem, wolni Polacy, świadomi wielkiej, pięknej historii, z której możemy być dumni. 
 

 



Źródło: niezalezna.pl

#Święto Niepodległości #Tomasz Łysiak

Tomasz Łysiak