Musimy sobie uświadomić, że śp. Paweł Adamowicz doznał potwornych urazów. To nie było skaleczenie, przecięcie. Serce, jelita, śledziona, przepona, wszystko (uszkodzone - red.) w wyniku brutalnego ataku - mówił w Polsat News minister zdrowia Łukasz Szumowski. Zaznaczył, że zespół lekarzy w gdańskim szpitalu robił, co mógł.
Zdaniem ministra Szumowskiego, który w poniedziałek pojechał do szpitala, w którym lekarze próbowali uratować życie prezydenta Gdańska, obrażenia, jakich doznał Paweł Adamowicz były bardzo rozległe.
Mówiąc kolokwialnie ta krew uciekała z pokiereszowanego ciała
- stwierdził Szumowski.
Jeżeli w każdym z nas jest 5-6 litrów krwi, a panu prezydentowi przetoczono 20-30 litrów, już trudno powiedzieć ile, bo to cały czas się wymieniało
- mówił.
Minister dodał, że prezydent Adamowicz balansował na krawędzi życia i śmierci, a wszystkie jego organy były wspomagane przez aparaturę.
Na uwagę, że kardiochirurg i transplantolog prof. Marian Zembala powiedział, że zranione serce można jeszcze naprawić, Szumowski wskazał, że to prawda.
Ale pan prezydent miał nie tylko zranione serce, bo czasem sam mięsień się obkurcza i ta krew pozostaje, prezydent miał wiele ran, wiele miejsc. To serce było bardzo mocno zranione, można powiedzieć, że niejako rozdarte
- dodał minister zdrowia.
Szumowski wymienił wszystkie 23 osoby, które w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku próbowały uratować życie prezydenta Adamowicza. Zaznaczył, że to pokazuje, jak wiele osób było w pomoc zaangażowanych, i że robili wszystko, co mogli.