Aktywiści różnych organizacji pozarządowych, powołując się na los zwierząt, protestują przeciwko zaporze na granicy polsko-białoruskiej. Jednocześnie nie przeszkadza im, że do miejsc-sacrum z punktu widzenia ekologii wkraczają nielegalni migranci dostarczani przez białoruski reżim. To niebywała hipokryzja tych organizacji - mówiła w programie "W Punkt" w Telewizji Republika wiceminister klimatu i środowiska Małgorzata Golińska.
Cały czas trwa akcja walki z zaporą na granicy polsko-białoruskiej, która przebiega m.in. przez Puszczę Białowieską. "Polscy europosłowie zbierają podpisy pod listem przeciw finansowaniu muru granicznego ze środków UE" - ujawniliśmy ostatnio w Niezalezna.pl. Kwestia zapory jest wciąż tematem wielu dyskusji politycznych.
W poniedziałkowy wieczór w Telewizji Republika gościła wiceminister klimatu i środowiska Małgorzata Golińska. Prowadząca program "W Punkt" w Telewizji Republika Katarzyna Gójska zwróciła uwagę, że politycy opozycji często podają jako pierwszy argument przeciwko zaporze ten ekologiczny, czyli, że zapora nie powinna tam stać lub nie powinna być finansowana ze środków UE, bo ona "nie pozwala zwierzynie swobodnie przechodzić".
"Co bardziej niebezpieczne, pojawia się w argumentacji Białorusi, która skarży Polskę w oparciu o te argumenty, które kładą na stole organizacje pozarządowe" - dodała wiceminister Golińska.
Ale, co ciekawe, proszę zwrócić uwagę, że dzisiaj, kiedy zapora istnieje, migrantom przywożonym przez białoruskich pograniczników pod samą zaporę dostarczane są drabiny i inne ułatwienia, żeby tą zaporę pokonali. Jeśli uda im się przejść przez granicę, to oni w wielu przypadkach wchodzą wprost do rezerwatu ścisłego Narodowego Parku Białowieskiego, czyli do terenu, który jest wyłączony z użytkowania i dostępu dla człowieka od kilkudziesięciu lat. Nasze sacrum, nasze najświętsze miejsce z punktu widzenia ekologii, nieruszone ręką człowieka. Dziś napotykamy tam migrantów, którzy rozpalają ogniska, zostawiają tony śmieci, wnoszą ze sobą nasiona gatunków obcych. Stanowią zagrożenie dla tego ekosystemu, który organizacje pozarządowe chcą chronić. A jednocześnie tymi, którzy najczęściej idą, bo mają od nich informacje, gdzie przebywają ci migranci, są właśnie aktywiści ze strony polskiej. To niebywała hipokryzja tych organizacji, które wtedy kiedy Polak miałby wejść do obszarów chronionych, to jest zakaz, natomiast kiedy przywożeni przez białoruski reżim migranci są dostarczani do tego miejsca, które powinno być wyłączone z dostępu dla człowieka, nie ma tego sprzeciwu, a pomoc: i to nie pomoc humanitarna, ale ci aktywiści wiedzą szybciej niż Straż Graniczna, gdzie tych migrantów znaleźć. To znaczy, że biorą współudział w nielegalnym przemycie ludzi.
- Zwracała na nią uwagę każda misja UNESCO, która się pojawiała od kilkunastu lat i to pojawia się w raportach, że należy rozszczelnić tamtą zaporę. Na obszary parku narodowego po stronie białoruskiej nie mają wstępu pracownicy parku, jeżeli jest to obszar pomiędzy granicą a sistiemą. Tym bardziej tamtędy zwierzęta nie mają szansy przechodzić, a jeśli im się uda to są strasznie pokaleczone, dlatego, że tamta zapora jest złożona z drutu kolczastego rozłożonego w pionie i w poziomie - powiedziała Golińska w Telewizji Republika.
Jak podkreśliła, w polskiej zaporze przewidziane zostały przejścia dla drobnych zwierząt, do tego 24 przejścia dla dużych zwierząt, których otwarcie będzie zależeć od sytuacji z migrantami i decydować będzie o tym Straż Graniczna. Na razie wciąż jednak jest problem z osobami, które nielegalnie szturmują granicę.
Jeżeli dziś te nieliczne grupy 10-15 osobowe, którym uda się przekroczyć nielegalnie granicę, wchodzą do rezerwatu ścisłego, to co by było, gdyby tej zapory nie było? Ile tysięcy ludzi wchodziłoby przez Park Narodowy Puszczy Białowieskiej do Polski? Myślę, że wtedy ten park nie mógłby być nazywany jako ten, który jest pozbawiony dostępu człowieka i tam obserwujemy wyłącznie procesy naturalne.