Bertelsmann był największym wydawnictwem drukującym Nazistów. Większym nawet od samej firmy wydawniczej partii NSDAP. Ówczesny szef był członkiem SS, a jego następca i twórca fundacji, która uczy Polaków demokracji, służył w Afrika Korps u Rommla. O rynku medialnym, zdominowanym przez media niemieckie, Michał Rachoń rozmawiał m.in. z redaktorem naczelnym "Gazety Polskiej" i "Gazety Polskiej Codziennie" Tomaszem Sakiewiczem.
#Beretelsman był największym wydawnictwem drukującym Nazistów. Większym nawet od samej firmy wydawniczej partii NSDAP. Ówczesny szef był członkiem SS, a jego następca i twórca fundacji, która uczy Polaków demokracji służył w Afrika Korps u Rommla. Segment #Jedziemy z #Minęła20 pic.twitter.com/mZMzksZ7Yh
— michal.rachon (@michalrachon) 10 października 2018
I właśnie o tej kwestii dyskutowano dzisiaj w programie Michała Rachonia "Minęła 20".
Zdaniem Tomasza Sakiewicza, mamy tutaj do czynienia z typowym połączeniem biznesu z polityką.
Jeżeli jakiś kraj zostanie zaatakowany jako kraj niedemokratyczny, to oczywiście może mieć problemy biznesowe i taki jest chyba cel fundacji Bertelsmanna, która jest zbrojnym ramieniem imperialnej polityki Niemiec
- mówił, przypominając, że "wiele wydawnictw niemieckich realizuje po prostu politykę Niemiec".
One oczywiście potrafią się różnić między sobą, bo też Niemcy są zróżnicowani, zwalczają się na własnej scenie politycznej, ale w kluczowych interesach Niemiec można powiedzieć, że jest pewien nurt przewodni. Ten nurt polega na tym, żeby nie pozwolić zabrać Niemcom przewodniej roli w Europie, żeby Niemcy były tym mini imperium, a jak ktoś nie zgadza się na tę rolę, to jest "niedemokratyczny", "nie dba o ekologię", "ma złe sądy"....
- wykazywał.
Sakiewicz zaznaczył również, że w samych Niemczech nie ma wydawnictw francuskich czy angielskich, ponieważ "Niemcy do tego nie dopuściły".
Niemcom nie zależy na dobrych relacjach z Polską, to widać po ich zachowaniach. Polska wyciągała wielokrotnie rękę. Pomimo, że jesteśmy dla nich największym rynkiem zbytu. Jednocześnie pozwalamy sobie wchodzić na głowę jeżeli chodzi o politykę. Ale też pamiętają, że byliśmy dojną krową
- punktował.