Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

"Rzuciliśmy się z żoną, by przykryć własnymi ciałami dzieci". Tak rosyjską inwazję przeżywają cywile

- Razem z żoną rzuciliśmy się, by przykryć własnymi ciałami dzieci. Po wybuchu zacząłem wołać, czy wszyscy są cali, usłyszałem tylko głuche rzężenie kuma, który chwilę potem zmarł - mówi 35-letni Ołeksandr. 15 marca w pobliżu podwórka jego domu spadła rosyjska bomba lotnicza

By Міністерство оборони України - https://www.facebook.com/photo/?fbid=287325800246546&set=pb.100069073844828.-2207520000.., CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=116574686

Obecnie Ukrainiec – jak wiele innych ofiar rosyjskiej agresji – leży w szpitalu miejskim w Czernihowie, gdzie lekarze zajmują się jego rozszarpaną nogą.

„Usłyszałem nadlatujący samolot, instynktownie krzyknąłem i rzuciłem się na syna, żona ciałem przykryła chrześniaczkę. Po wybuchu zacząłem wołać, czy wszyscy są cali, usłyszałem tylko głuche rzężenie kuma, który chwilę potem zmarł”

– opowiada mężczyzna. Dodaje, że z serca i brzucha 38-latka wyciągnięto później trzy odłamki pocisku.

„Syn zareagował od razu, prześcieradłem zatamował krwotok z mojej nogi, usztywnił ją”

– mówi Ołeksandr. Zapytany o to, skąd 17-latek wiedział, co w takiej sytuacji robić, odpowiada: „przed rozpoczęciem inwazji jeden z nauczycieli w jego szkole z własnej inicjatywy organizował dla uczniów kursy samoobrony i pierwszej pomocy”.

"Nadal mamy traumę"

Nadal mamy traumę; mojej żonie odłamki również poszarpały nogę, dzieciom na szczęście nic poważnego się nie stało – tłumaczy pacjent.

„Mój dom jest kompletnie zniszczony, samochód spłonął”

– dodaje.

Sytuacja w czernihowskim szpitalu 

Lekarze i pielęgniarki miejskiego szpitala nr 2 w Czernihowie na północy Ukrainy po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na dwa miesiące zamieszkali w piwnicy ośrodka.

„Byliśmy tu od początku, bez przerwy”

– mówi Stanisław, czernihowski lekarz.

„Spaliśmy tu, jedliśmy, nie opuszczaliśmy pacjentów ani na chwilę – dotyczy to całego personelu, nikt nie opuścił szpitala”

– zaznacza.

Wybite szyby w oknach zastąpiono deskami, część drzwi wewnątrz budynku nosi ślady wpadających do niego odłamków. Lekarze i pacjenci znajdują się w tych częściach szpitala, które otaczają jego zewnętrzne – zdecydowanie bardziej zniszczone – skrzydła.

„Operowaliśmy na korytarzach i w gabinetach, brakowało nam po prostu miejsca, a pacjentów ciągle przybywało. Najpierw zajmowaliśmy się tymi w najbardziej poważnym stanie, a ci z łagodniejszymi objawami musieli czekać”

– tłumaczy Igor, traumatolog z Czernihowa. Zaznacza, że dopiero 23 kwietnia – niemal trzy tygodnie po wyzwoleniu miasta – mógł wrócić na noc do własnego domu.

„W czasie jednego z ataków grupa pacjentów spacerowała po podwórku szpitala, kilku z nich zginęło razem z naszą koleżanką pielęgniarką”

– wspomina Igor.

„Pewnego dnia w połowie marca wskutek dużego ataku na miasto przywieziono do nas około 40 pacjentów, chwilę później Rosjanie zbombardowali szpital. Nie wiemy, czy zrobili to celowo; czy podejrzewali, że zgromadzi się tu wiele osób” – zastanawia się traumatolog.

„Myślimy, że chcieli zastraszyć lekarzy, wypłoszyć nas z miasta. Wiedzieli, że jak uciekniemy, dojdzie do prawdziwej katastrofy humanitarnej”

– wyjaśnia.

Pytani o to, czy w takich momentach nikt z personelu nie rozważał wyjazdu, lekarze mówią, że „naprawdę nikt nie myślał o wyjeździe”.

„Pomoc pacjentom to nasza praca, nasze powołanie i nasz obowiązek”

– wyjaśnia Stanisław.

„Wszyscy jesteśmy tu kolegami, znamy się od lat, więc też wspieraliśmy się nawzajem”

– dodaje.

„Leki dostawaliśmy od wolontariuszy, pomoc humanitarna docierała do nas z innych części Ukrainy oraz z zagranicy” - informuje lekarz. Na pytanie o to, jak w związku z okrążeniem miasta przez Rosjan możliwe było dostarczanie szpitalowi niezbędnych środków, odpowiada: „nigdy przy tym nie byliśmy, ale mówiło się, że w nocy ktoś popychał je przez rzekę tratwą lub przekazywał innemu wolontariuszowi w lesie”.

„Z pewnością możemy jednak powiedzieć, że za każdym razem przynoszono je rano”

– dodaje.

 



Źródło: PAP, niezalezna.pl

#Ukraina

mm