- Prędzej, czy później, to Roman Giertych będzie musiał odpowiedzieć na pytania, czy jego działalność, działalność jego kancelarii nie sprowadzała się do pomocy w transferowaniu gigantycznych sum pieniędzy poza spółki, nad którymi ze względu na swoje biznesowe kłopoty, kontrolę tracił jeden z najbogatszych Polaków - powiedział dziś na antenie TVP Info Michał Rachoń, komentując sprawę zatrzymania Romana Giertycha.
Obrońca Romana Giertycha, mec. Jakub Wende, poinformował wczoraj, że jego klient będzie miał wykonane badania toksykologiczne w związku ze złym stanem zdrowia. - Badania zostaną najprawdopodobniej zlecone za granicą, ponieważ w naszym kraju nie są dostępne wszystkie niezbędne odczynniki - powiedział Wende.
Informacja o badaniach Giertycha zelektryzowała także wielu polityków opozycji i sprzyjających im dziennikarzy, którzy sugerowali, że adwokatowi mogła zostać zaaplikowana jakaś niezidentyfikowana substancja.
Sprawę skomentował w dzisiejszym felietonie na antenie TVP.Info Michał Rachoń.
Dziennikarz przypomniał, że podczas studiów prawniczych jest wykładana „logika dla prawników” – Mam wrażenie, że tutaj musi mieć [ona] zastosowanie – powiedział Rachoń.
- Sugerowanie, że Roman Giertych stał się obiektem jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego ataku ze strony agentów CBA wygląda na żałosną próbę odwrócenia uwagi od meritum sprawy. Proszę zwrócić uwagę – obrońca Romana Giertcha, czy obrońcy, twierdzą, że nie wiadomo co się stało Romanowi Giertychowi, nie wiadomo co mu jest i co jest przyczyną jego rzekomego złego samopoczucia, ale z całą pewnością wiedzą, że w Polsce nie są dostępne odczynniki do zbadania tego, co jest panu Giertychowi.
- zastanawiał się Michał Rachoń.
Według dziennikarza w narracji obrońców Giertycha brak elementarnej logiki.
- To jest mniej więcej tak logiczne, jakby powiedzieć, że co prawda nie wiemy jakim samochodem jeździ np. pan Giertych, ale z całą pewnością wiemy, że nie w Polsce dostępnych części do tego samochodu, który nie wiemy jaki jest
- mówił dziennikarz.
Wskazywał też na kolejne absurdy pojawiające się w sprawie dot. zatrzymania Giertycha, m.in. na alarmistyczną wypowiedź jednego z członków palestry, mec. Jacka Duboisa, który ubolewał, że w czasie przeszukania domu Giertycha, CBA mogło wejść w posiadanie dokumentów i informacji związanych z prywatnymi sprawami opozycji. Dubois nie przedstawił żadnych faktów, a nawet przypomniał, że w czasie przeszukania obecni byli przedstawiciele Okręgowej Rady Adwokackiej, ale sugerował, że np. do sfotografowania dokumentów mogło dojść przed ich przybyciem, albo w czasie ich przewożenia do sądu.
- Znowu logika dla prawników. Jest takie podejrzenie, bo nie wiemy co się stało z dokumentami. No skoro nie wiemy, to nie wiemy, a nie wiemy – podsumował dywagacje Jacka Duboisa Michał Rachoń.
Dziennikarz podkreślił, że z „wcześniejszych wywiadów”, które udzielali przedstawiciele rodziny Giertycha wynikało, że „agenci CBA poruszali się po domu w towarzystwie Romana Giertycha”.
Kolejnym zarzutem, który podniosła z kolei żona mec. Giertycha było niewłaściwe traktowanie przez funkcjonariuszy córki mecenasa. Agenci CBA mieli jej rzekomo „składać niedwuznaczne propozycje” i zachowywać się „w sposób seksistowski”.
Przeczy temu wypowiedź córki Giertychów dla mediów, jednak i to nie wszystkich przekonało.
- Ratując sytuację, po tym jak to nagranie przypomniano w mediach społecznościowych, sojusznicy pana mecenasa dodawali, że rzekome niedwuznaczne propozycje i rzekome skandaliczne zachowania miały miejsce już po tej wypowiedzi do kamery
- wskazywał Rachoń.
Dziennikarz przypomniał, że czynności z wiązane z przeszukaniem były rejestrowane „i wcześniej, czy później także my poznamy ten materiał”.
Powołując się na dokument z audytu ocenił, że „istnieją przesłanki z których wynika jasno, że transakcje w których brał udział on [R. Giertych], jego kancelaria (…) były transakcjami, które u członków zarządów spółek giełdowych (…) wzbudziły wątpliwości.
- Te wątpliwości zgłosili do prokuratury. I tego stanu rzeczy nie zmienią absurdalne opowieści adwokatów pana mec. Giertycha. Prędzej, czy później, to Roman Giertych będzie musiał odpowiedzieć na pytania, czy jego działalność, działalność jego kancelarii nie sprowadzała się do pomocy w transferowaniu gigantycznych sum pieniędzy poza spółki, nad którymi ze względu na swoje biznesowe kłopoty, kontrolę tracił jeden z najbogatszych Polaków
- podsumował Michał Rachoń.
Giertych jest jedną z 12 osób podejrzanych o wyprowadzenie i przywłaszczenie łącznie ok. 92 mln zł z giełdowej spółki deweloperskiej Polnord. Przedstawiono im zarzuty dotyczące przywłaszczenia środków spółki oraz wyrządzenia firmie szkody majątkowej w wielkich rozmiarach, a także prania brudnych pieniędzy. Podejrzanym grozi za to do 10 lat więzienia.