Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Polska potrzebuje silnej armii lądowej. Grochmalski o tym, jak wojna na Ukrainie zmienia wojsko

Konflikt na Ukrainie to nie wojna dronów. Toczące się starcie Rosji z Ukrainą głównie opiera się na gigantycznych zgrupowaniach wojsk lądowych. Stanowią one rdzeń toczącej się megabatalii. To dlatego dekretem z 1 grudnia 2023 roku Putin zwiększył liczebność swych sił do 1,32 mln żołnierzy, a we wrześniu 2024 roku podniósł je do 1,5 mln. Na froncie jest teraz ponad 470 tys. rosyjskich sołdatów. A armia ukraińska liczy dziś ponad 900 tys. żołnierzy, a więc więcej niż łączne siły Polski, Niemiec, Francji, Włoch, Hiszpanii, Litwy, Łotwy, Estonii, Szwecji i Finlandii. Wbrew sensacyjnym mitom to nie drony, lecz owe wojska lądowe, okopane w terenie, wsparte ciężkim sprzętem i systemami rozpoznania, toczą ową wielką „wojnę na wyczerpanie” - pisze w "Gazecie Polskiej" Piotr Grochmalski.

Wszystkie zapowiedzi, że oto nastąpiła radykalna, rewolucyjna zmiana charakteru owego konfliktu, co powoduje, iż armie NATO winny ulec daleko idącej przemianie, odbiega od rzeczywistości. Właśnie bowiem Kreml wymusił zasadnicze zmiany prawne, które otwierają możliwość szerokiego wykorzystania rezerwistów na polu walki. Komisja ds. Działalności Legislacyjnej Gabinetu Ministrów Rosji zatwierdziła 13 października projekt poprawki Ministerstwa Obrony, która zezwala siłom zbrojnym na wykorzystanie na masową skalę rezerwistów do misji ekspedycyjnych poza Rosją bez oficjalnego ogłoszenia mobilizacji przez Kreml lub bez wypowiedzenia stanu wojny. Jak zauważają analitycy ISW, oznacza to „znaczącą zmianę w prawie rosyjskim, które obecnie zabrania wykorzystywania rezerwistów w przypadku braku oficjalnej mobilizacji lub formalnego wypowiedzenia wojny. Projekt nowelizacji wprowadza również nową kategorię formacji sił zbrojnych, zwanych »formacjami specjalnymi«, podczas których zmobilizowani rezerwiści będą ćwiczyć nie dłużej niż dwa miesiące przed wysłaniem do walki”. Jak zauważa wybitny amerykański ekspert dr Amos C. Fox, emerytowany podpułkownik US Army, mitem jest, że ukraiński konflikt spowodował jakąś rewolucyjną zmianę, która spowoduje, że stracą znaczenie wojska lądowe wyposażone w czołgi, pojazdy pancerne i silną artylerię. Amos C. Fox stwierdza:

„Wojny przyszłości nadal będą toczone o terytorium. Nadal będą toczone przez armie, a przynajmniej połączone siły walczące na lądzie, o ląd. Atakowane z powietrza, będą szukać schronienia na lądzie – czy to w bunkrach, okopach, czy na terenach miejskich. Empirycznie udowodniono, że ataki z powietrza są mniej skuteczne przeciwko siłom lądowym ukrywającym się pod powierzchnią ziemi lub na terenie miejskim. Zatem, aby pokonać wrogą armię utrzymującą sporny teren, kontratak nie będzie drogą do sukcesu w przyszłych środowiskach operacyjnych. Aby wygrać w przyszłych wojnach, armie Zachodu będą potrzebowały silnych i odpornych sił lądowych, zdolnych sprostać wyjątkowym wyzwaniom wojny lądowej, jednocześnie wykorzystując przewagę technologiczną dostępną zachodnim siłom zbrojnym. Mówiąc prościej, do pokonania sił lądowych nadal będą potrzebne siły lądowe”.

Tusk wyhamował budowę silnej armii

Ewentualny kinetyczny atak Rosji na państwa NATO będzie przeprowadzony przez wojska lądowe, bo są one podstawowym i kluczowym narzędziem opanowania terytorium. Przy czym doświadczenia ukraińskiego konfliktu pokazują, jak trudne jest odbicie okupowanych ziem. Dlatego wszelkie pomysły, aby zrezygnować w Polsce z budowy silnych formacji wojsk lądowych opartych na minimum sześciu dywizjach, a docelowo na dziesięciu, są elementem niebezpiecznej dezinformacji i dywersji. Za pierwszej ekipy Tuska armia została zwinięta ze 124 tys. do 99 tys. żołnierzy, a więc o ponad 20 proc. Dramatycznie sytuacja wyglądała szczególnie na naszej wschodniej flance. Siły zbrojne straciły też w warunkach pokoju całe dowództwo w hekatombie smoleńskiej, co nie ma precedensu w najnowszej światowej historii wojskowości. Rząd Zjednoczonej Prawicy podwoił stan armii, w niemałym stopniu dzięki rozwiązaniom stworzonym przez gen. bryg. Mirosława Brysia. Koniecznością strategiczną było jednak osiągnięcie armii 300-tysięcznej.

Jak podkreśla płk Marcin Stachowski, równolegle miały być tworzone nowe jednostki wojskowe, „zwłaszcza na wschodniej flance NATO. Rozwój strukturalny miał być ściśle sprzężony z modernizacją techniczną, obejmującą nowoczesne środki walki we wszystkich domenach operacyjnych – lądowej, powietrznej, morskiej, cybernetycznej i kosmicznej – a także wyposażenie i uzbrojenie indywidualnego żołnierza. W ten sposób budowa 300-tysięcznej armii nie była celem samym w sobie, lecz stanowiła element całościowej transformacji”. Po odwołaniu gen. bryg. Mirosława Brysia przez ekipę 13 grudnia ze stanowiska szefa Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji nastąpiło gwałtowne wyhamowanie rozbudowy liczebności sił zbrojnych. Drastycznie też wydłużył się czas dostaw nowoczesnego sprzętu. Pierwsze czołgi K2PL mają się pojawić w polskich jednostkach nie wcześniej jak po 2028 roku, ale bardziej prawdopodobne, że nastąpi to po 2030 roku. Według umowy ramowej rządu PiS z 2023 roku nasze siły zbrojne miały otrzymać 1400 BWP „Borsuk” – łącznie z pojazdami wsparcia. Ekipa Tuska podpisała umowę z Hutą Stalowa Wola na 111 sztuk! Ta polska konstrukcja jest jedną z najnowocześniejszych w świecie. Jest pilnie potrzebna wojskom lądowym, ale tak drastyczne okrojenie zamówień spowoduje, że fabryka będzie ledwie utrzymywana przy życiu. A przecież ukraińska wojna pokazuje, jakie znaczenie ma rodzimy przemysł zbrojeniowy dla sprawnego funkcjonowania armii. To oznaki, że rząd Tuska nie tylko zwija polską gospodarkę, lecz także drastycznie wyhamował rozwój wojsk lądowych i modernizację armii. Istnieje realna groźba, że proces ten będzie propagandowo przedstawiany przez ekipę Tuska jako efekt rzekomej refleksji i konsekwencja wynikająca z gwałtownej zmiany charakteru współczesnej wojny. Media zalewają sensacyjne informacje, ukazujące w sposób jednowymiarowy ukraiński konflikt jako wojnę skumulowaną głównie na wojnie dronów. Jest to wielkie, medialne oszustwo. Ale w tej kanonadzie dezinformacyjnej łatwiej będzie wmówić społeczeństwu, że dalsze zakupy czołgów czy bojowych wozów piechoty to marnotrawstwo, bo trzeba się przygotowywać do nowej superwojny, której istotę będą stanowiły zmasowane ataki dronów.

Podpułkownik Amos C. Fox przestrzega przed tym szaleństwem. Jak zauważa:

„Choć nowe technologie, takie jak sensory, drony i broń dalekiego zasięgu, stanowią doskonałe uzupełnienie współczesnych (i przyszłych) sił zbrojnych, ich wpływ na przyszłe środowisko operacyjne będzie minimalny. Jeśli pominiemy sensacyjne skojarzenia z terminologią sensorów, dronów, precyzji i broni dalekiego zasięgu, pozostanie nam jedynie podstawowa idea »ataków z góry«, która stanowi wyzwanie, utrudniające działanie sił zbrojnych co najmniej od I wojny światowej. Obecnie jednak na Zachodzie mamy dodatkowy problem, ponieważ większość armii dąży do ograniczenia zaangażowania własnych sił lądowych w bezpośrednią walkę z siłami wroga, preferując jednocześnie wykorzystanie ataków z góry jako elementu uzupełniającego zwycięstwo militarne. Rozpatrywane łącznie, te dwa elementy (tj. »ataki z góry« i ograniczenie zaangażowania własnych sił lądowych w walkę) można określić mianem wojny impasowej”. 

Rewolucja wojny a iracka i afgańska porażka USA

Współczesny kształt konfliktów zbrojnych jest efektem wypracowywania pod wpływem Andrew Marshalla, dyrektora w latach 1973–2015 osławionego Office of Net Assessment w Pentagonie, dwóch koncepcji rozwoju sił zbrojnych, które miały być odpowiedzią na zmieniający się charakter wojny. To Marshall wprowadził spojrzenie na współczesną machinę wojskową jako na złożony kompleks rozpoznawczo-uderzeniowy, a także stworzył podstawy wojny sieciocentrycznej. Był pionierem nurtu, który zdominował na Zachodzie podejście do sił zbrojnych – Revolution in Military Affairs (RMA). Jak zauważa Dmitry Adamsky:

„Od lat 90. XX w. eksperci ds. bezpieczeństwa międzynarodowego i praktycy w zakresie polityki obronnej korzystają z terminu »RMA«, który służy za ogólny układ odniesienia dla zmieniającego się charakteru wojny. Aby skonkretyzować innowacje rozwijające się od końca XX w. i wskazać na ich naukowy katalizator, eksperci używają określenia »rewolucja informatyczna w sprawach wojskowych« (…) IT-RMA. Odnosi się ono do transformacji współczesnej wojny konwencjonalnej w wyniku integracji precyzyjnie kierowanej broni z dowodzeniem, kontrolą, komunikacją i komputerami, a także z różnymi systemami rozpoznania, nadzoru i namierzania celów. Pod względem operacyjnym IT-RMA stworzyła środki do precyzyjnych uderzeń niezależnie od odległości, penetracji obrony za pomocą technologii stealth i systemów bezzałogowych, a także do komunikacji poziomej i pionowej w celu wykorzystania wpływu połączonych sił”.

Pokazem siły strategii IT-RMA i skuteczności podejścia sieciocentrycznego do wojny była pierwsza wojna w Zatoce Perskiej w 1992 roku, kampania NATO w Kosowie w 1999 roku i pierwsze fazy wojny w Afganistanie i Iraku. Jak zauważa Christopher J. Griffin, opisując po wojnie wymiar militarny wojny w Zatoce Perskiej: „Wynoszący niemalże 1000:1 stosunek ofiar irackich do ofiar państw koalicji w trakcie wojny ukazał niszczycielskie skutki amerykańskiej supremacji…”. Wydawało się, że odtąd możliwe będzie prowadzenie wojny na odległość, dzięki celnym uderzeniom rakietowym i miażdżącej dominacji technologicznej. Rosja i ChRL były porażone skutecznością armii USA. Przypominało to dominację sił zbrojnych Napoleona dzięki wdrożeniu przez niego koncepcji korpusu jako samowystarczalnej miniarmii i narzuceniu przeciwnikom porażającej szybkości działania, elastyczności i zdolności koncentracji przeważających sił w miejscu natarcia. Jednak po wdrożeniu tych rozwiązań w ciągu kilku lat przez armie przeciwników wkrótce Napoleon stracił strategiczną przewagę. 

Siły lądowe wróciły do łask

Dla USA ostatecznie zimnym prysznicem okazały się wojny w Iraku i Afganistanie, gdy weszły one w fazę lokalnych rebelii. Obie były najdłuższymi konfliktami, jakie prowadziły Stany Zjednoczone. Były też najdroższe. Do ich prowadzenia niezbędne okazało się zaangażowanie coraz większej ilości wojsk lądowych. Ale ostatecznie armia USA poniosła dwie bolesne porażki. 

Rosja również próbowała wdrożyć model wojny sieciocentrycznej. Odwoływała się też do wizji marszałka Nikołaja Ogarkowa, który jeszcze jako szef sowieckiego Sztabu Generalnego forsował koncepcję wojny bezkontaktowej opartej na nowoczesnych systemach rakietowych. Przekonywał, że położy to kres broni pancernej i armii lądowych. Interwencja armii Putina w Syrii miała być testem na zdolność prowadzenia przez Rosję nowoczesnej wojny sieciocentrycznej. Rosjanie rozwijali też koncepcję Ogarkowa „kompleksu rozpoznawczo-uderzeniowego”, zbieżną z ideami Marshalla. Kreml przywiązywał też dużą wagę do wykorzystania zachodnich innowacji w modernizacji armii i w systemie jej szkolenia. Stopniowo ujawniana jest skala militarnej współpracy Niemiec Angeli Merkel z dyktaturą Putina. Skalą przypomina to tajemne partnerstwo, jakie po zakończeniu I wojny związało Berlin i Moskwę. Na terenie ZSRS powstał cały kompleks niemieckich poligonów i fabryk zbrojeniowych, gdzie oba imperia przygotowywały się do przyszłej agresji. Dziś wiemy, że ekipa Merkel zobowiązała się do stworzenia w Rosji ośmiu supernowoczesnych poligonów. A oficerowie obu armii mieli uczestniczyć w pracach sztabowych. Efektem tego procesu był wielki poligon w Mulino, gdzie wojska lądowe przygotowywały się do agresji na Ukrainę.

Wojna, która miała się skończyć w ciągu tygodnia błyskotliwym zwycięstwem Rosji, trwa już bez mała trzy i pół roku. Żadna ze stron nie jest w stanie uzyskać strategicznej przewagi nad przeciwnikiem i powrócić do fazy wojny manewrowej.

W jej analizach brakuje realizmu i twardej konfrontacji z optymistycznymi scenariuszami przyszłych konfliktów. Jak zauważa wspomniany wcześniej ppłk Amos C. Fox:

„Dziś zachodnie armie twierdzą, że wojna na dystans będzie sposobem na wygranie konfliktów w przyszłych środowiskach operacyjnych. Doktryna operacji wielodomenowych, Projekt Konwergencja i szereg innych koncepcji skoncentrowanych na czujnikach, precyzji i uderzeniu dalekiego zasięgu, dominujących w dyskusjach wojskowych, akademickich i politycznych, wyraźnie to potwierdzają. Niemniej jednak wojny XXI wieku ukazują alternatywną rzeczywistość…”. Póki celem wojny będzie opanowanie terytorium, wojska lądowe będą stanowiły klucz do zwycięstwa. Dotyczy to także skutecznych zdolności do odstraszania. Wojna ukraińska pokazuje, że fundamentem naszego bezpieczeństwa są wojska lądowe. Oczywiście muszą one ewoluować. Jak podkreśla ppłk Amos C. Fox: „Te solidne i odporne siły lądowe nie będą jednak nadal siłami lądowymi status quo, jakie znamy dzisiaj. Robotyka, systemy bojowe i dowodzenia oparte na sztucznej inteligencji oraz zintegrowane zespoły człowiek-maszyna powinny być wykorzystywane w przyszłym środowisku operacyjnym w celu wzmocnienia siły roboczej i zwiększenia możliwości człowieka na polu bitwy i w przestrzeni obliczeniowej cyberdanych. (…) Wojna rosyjsko-ukraińska pokazuje, że to właśnie główne bitwy i kampanie toczone przez odporne siły lądowe, wspierane przez – a nie podporządkowane – połączone siły zbrojne, są sposobem na wygranie i przegranie wojny na dużą skalę pomiędzy państwami uprzemysłowionymi. Armie stanowią punkt zwrotny, wokół którego obracają się wszystkie operacje wojskowe i od którego zależą polityczne rezultaty państwa toczącego wojnę”. 

Szaleństwo medialne to nie analiza strategiczna

Niebezpieczeństwem jest uleganie owej histerii medialnej, która chce widzieć konflikt na Ukrainie jedynie jako wielką wojnę dronów. Dara Massicot, która była analitykiem w Pentagonie, a teraz pracuje w Carnegie Endowment for International Peace, spróbowała dokonać analizy tego, czego Kreml uczy się od wojny na Ukrainie. W tekście opublikowanym w październiku na łamach Foreign Affairs twierdzi:

„Wielu decydentów i strategów nie dostrzega, w jakim stopniu Moskwa wyciągnęła wnioski ze swoich porażek i dostosowała swoją strategię oraz podejście do wojny, zarówno na Ukrainie, jak i poza nią. Począwszy od 2022 roku, Rosja rozpoczęła systematyczne działania, mające na celu analizę swoich doświadczeń bojowych, wyciągnięcie z nich wniosków i dzielenie się nimi w ramach swoich sił zbrojnych. Do początku 2023 roku Moskwa po cichu zbudowała złożony ekosystem uczenia się, obejmujący bazę produkcyjną sprzętu obronnego, uniwersytety oraz żołnierzy na wszystkich szczeblach łańcucha dowodzenia. Obecnie wojsko instytucjonalizuje swoją wiedzę, reorganizuje producentów sprzętu obronnego i organizacje badawcze, aby wspierać potrzeby wojenne, oraz łączy startupy technologiczne z zasobami państwowymi. Rezultatem są nowe taktyki na polu bitwy – skodyfikowane w programach szkoleniowych i podręcznikach bojowych – oraz lepsza broń. Moskwa opracowała nowe sposoby wykorzystania dronów do wyszukiwania i zabijania ukraińskich żołnierzy oraz niszczenia ukraińskich zasobów, przekształcając to, co kiedyś było obszarem słabości, w obszar siły”.

Rzecz w tym, iż podobny problem dotyczy Kijowa, który znacząco lepiej niż rok temu przygotował się do wojny o zniszczenie zasobów energetycznych.

Uderzenia Ukrainy skutecznie osłabiają rosyjski sektor paliwowy. Autorka twierdzi, że rzekomo „Moskwa obawia się (…), że Stany Zjednoczone i Europa przeanalizują jej wojnę i opracują środki zaradcze przeciwko najnowszym zdolnościom i taktyce Rosji. NATO musi udowodnić, że te obawy są uzasadnione. Aby dorównać rosyjskim możliwościom i nadrobić zaległości w kluczowych obszarach, takich jak wojna dronów, Stany Zjednoczone i Europa muszą przyspieszyć analizę inwazji na Ukrainę, a następnie dostosować się, między innymi poprzez zakup większej liczby bezzałogowych statków powietrznych i wdrożenie innych innowacji. Chociaż kilka organizacji w państwach NATO poświęca się wyciąganiu wniosków z wojny, postępy są nierównomierne i rozproszone. Działania tych organizacji nie doprowadziły jeszcze do kompleksowej zmiany planów zaopatrzeniowych, programów szkoleniowych ani koncepcji operacyjnych ich krajów”. To jest głos histeryczny, który pomija kluczowe problemy współczesnego teatru wojny.

Oczywiste jest, iż Polska z wielu powodów powinna wkładać wielki wysiłek analityczny i wykorzystywać ukraińskie doświadczenia związane z agresją Rosji. Musimy też budować armię jako elastyczny system zdolny do uczenia się i akomodowania następujących zmian. Amos C. Fox słusznie ostrzega.

Stwierdza, że „pierwszą rzeczą, którą siły zbrojne muszą rozważyć, jest, aby nie dać się ponieść szumowi medialnemu i sensacji związanej z wojną na dystans. Drony, ataki dalekiego zasięgu i precyzyjna walka to tylko ciągłe wyzwania związane z »atakami z góry«, z którymi żołnierze zmagają się od I wojny światowej. Kiedy na polu bitwy dominują ataki z góry, żołnierze schodzą pod ziemię. Kiedy żołnierze schodzą pod ziemię, rozwijają się statyczne pola bitew. Kiedy rozwijają się statyczne pola bitew, wojna pozycyjna zastępuje manewry, a konflikty przeradzają się w wojny na wyniszczenie”. Stało się tak, bo żadna ze stron nie zdobyła miażdżącej przewagi w powietrzu. A większość analityków uważa, że siły NATO już w pierwszej fazie ewentualnego konfliktu z Rosją zniszczyłyby jej siły powietrzne. Amos C. Fox ma rację, gdy twierdzi, że dziś NATO „potrzebuje odpornych i solidnych, a nie lekkich, małych i rozproszonych sił lądowych. (…) Małe, lekkie i rozproszone siły lądowe walczące w warunkach impasu nie będą w stanie pokonać okopanego rywala, który zamierza utrzymać (…) anektowane terytorium. Uderzenia z powietrza, niezależnie od tego, jak precyzyjne i jak umiejętnie rozstrzygnięte, nie wyeliminują skutecznie tych sił lądowych. Do realizacji tego zadania potrzebne są wytrzymałe, odporne siły lądowe”. Dotyczy to także Polski.

Źródło: Gazeta Polska