Nadchodzący rok zdaniem ekspertów ochrony zdrowia nie będzie różnił się od obecnego. W zakładanym i przyjętym już budżecie na ochronę zdrowia założono, że deficyt, a więc brak pieniędzy, wyniesie 23 mld zł. Przy tym w lutym okaże się, ile należności z tego roku trzeba dodać do owych 23 mld (w lutym będzie wiadomo, ile należności ma NFZ do zapłacenia za IV kw. tego roku). Resort zdrowia przed końcem 2025 r. przygotował kilka rozporządzeń, które zasadniczo zmieniają niektóre świadczenia. Jednym z takich świadczeń są porody i opieka okołoporodowa.
Porody bez porodówek
Rozporządzenie ministra zdrowia „zmieniające rozporządzenie w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu leczenia szpitalnego” ma wejść w życie 1 stycznia, a dotyczy organizacji porodów w sytuacji, gdy szpital zlikwidował oddział położniczy. Rozporządzenie przewiduje, że w takiej sytuacji możliwe będzie tworzenie przez szpital tzw. stacji pośredniej. Wedle resortu jest to „odpowiedź na zmniejszającą się liczbę porodów w kraju, co może prowadzić do zamykania oddziałów położniczych oraz wpisuje się w działania na rzecz wyrównywania dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej w Rzeczypospolitej Polskiej”.
– wskazano.
Rozporządzenie reguluje zasady, a także wyposażenie takich stacji oraz procedury postępowania, kiedy poród będzie się odbywał z komplikacjami. W takiej stacji dyżur będzie pełnić położna i to ona będzie decydować, czy odbierać poród na miejscu, czy należy rodzącą przewieźć do szpitala z oddziałem położniczym.
Od połowy 2024 r. w kraju zamknięto ponad 20 oddziałów położniczych, a wedle branżowego portalu Termedia.pl do zamknięcia kwalifikuje się prawie 90 oddziałów w całej Polsce. Oznacza to, że w niedługim czasie co trzeci powiat może nie mieć oddziału położniczego. Wynika to z faktu, że według ekspertów granicą opłacalności utrzymania takiego oddziału jest 400 porodów rocznie. Janusz Cieszyński, były wiceminister zdrowia, wykazał jednak, że nawet mazowieckie szpitale, które przyjmują najwięcej porodów, nie są w stanie utrzymać zyskownie porodówek ze względu na wyceny porodów w rozliczeniach z NFZ.
– To rozporządzenie to zachęta dla dyrektorów szpitali, by zamykali oddziały położnicze – mówią dyrektorzy szpitali powiatowych. – Dyrektor będzie miał prawną zachętę, by zlikwidować porodówkę, zrobić stację pośrednią. W efekcie porody odbywać się będą bez porodówek, a zlikwiduje je nie rząd, jak to planowała Izabela Leszczyna, tylko dyrektorzy szpitali, więc rząd umyje ręce, twierdząc: „To nie my” – mówi Mariusz Trojanowski, szef szpitala w Aleksandrowie Kujawskim.
Trudniej do specjalisty
Lekarze ostrzegają, że w przyszłym roku trudniej będzie dostać się do specjalisty. Stanie się tak, kiedy proponowany przez resort powrót limitów w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej nie wejdzie w życie. Znów to nie resort, ale sami dyrektorzy szpitali będą ciąć wydatki na utrzymanie i prowadzenie przychodni specjalistycznych. – O tym, że sytuacja finansowa jest i będzie dramatyczna, dyrektorzy placówek doskonale wiedzą.
Co więcej, NFZ proponuje na przyszły rok niższe kontrakty w porównaniu z tegorocznymi. Do tego część pacjentów z tego roku została właśnie z braku pieniędzy przesunięta na 2026 r. Wszystko razem będzie skłaniać dyrektorów do ograniczania wydatków, a to pociąga za sobą mniejszą liczbę wizyt.
Po doświadczeniach z tego roku, kiedy rosły należności z NFZ, a ten ich nie płacił, trudno oczekiwać, że podejmowane będzie ryzyko przyjmowania pacjentów ponad limit określony w kontrakcie, a ten będzie mniejszy – wyjaśnia rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej Jakub Kosikowski.
Ułatwieniem dla pacjentów ma być e-rejestracja, czyli możliwość zapisywania się na wizyty do specjalistów online z konta pacjenta (Internetowe Konto Pacjenta – IKP). Jednak na razie będzie to możliwe w przypadku wizyt do kardiologa oraz badań profilaktycznych: mammografii i cytologii. Dopiero w drugiej połowie roku dostępne tą drogą będzie umawianie się w ramach takich specjalizacji, jak choroby naczyń, choroby zakaźne, endokrynologia, hepatologia, immunologia, mukowiscydoza, nefrologia, neonatologia, gruźlica i choroby płuc.
Problem, na jaki wskazują lekarze, jest następujący: nie wiadomo, czy system zadziała sprawnie. Pilotaż e-rejestracji trwał od sierpnia 2024 r. i próby rejestrowania wizyt często kończyły się fiaskiem, a system pokazywał komunikaty o błędzie. Jak przypomina Janusz Cieszyński, system, który już powinien być gotowy, został przez Izabelę Leszczynę opóźniony i pełna e-rejestracja (na wszystkie specjalizacje) ma wejść w życie dopiero w 2029 r.
Co więcej, w samym ministerialnym centrum e-zdrowia trwa karuzela kadrowa. To zaś skutkuje problemami z rozliczeniem środków z KPO na dostosowanie systemów w szpitalach (by system działał właściwie).
– Te problemy zaczęły się od decyzji Leszczyny. Chęć wpuszczenia firm, które wcześniej nie zajmowały się e-zdrowiem, była tak duża, że zignorowano zastrzeżenia ekspertów. Efekt? Rozpadły się zespoły programistyczne, a prace stanęły na kilka miesięcy. Normalnie takie opóźnienie dałoby się nadrobić, ale w tym przypadku jest problem – trzeba będzie rozliczyć przyznane w marcu 2025 r. 1,2 mld zł z KPO... A czas na to kończy się w połowie przyszłego roku
– mówi Janusz Cieszyński.
Pacjenci się boją
– Nie da się rozwiązać problemów o charakterze systemowym, załatwiając sprawy punktowo. Konieczne jest całościowe naprawienie systemu ochrony zdrowia. Oznacza to konieczność rozwiązania problemu wysokości płac medyków i podwyżek tych wynagrodzeń, znalezienia sposobu sfinansowania brakujących 23 mld zł i jeszcze 4–5 mld zł, które przejdą z tego roku na kolejny, a także planu na optymalizację działania systemu
– ocenia Wojciech Wiśniewski, ekspert rynku ochrony zdrowia.
W tej sytuacji Polacy się boją, że w przyszłym roku największym zagrożeniem będzie dostęp do leczenia. Na pytanie „Czego obawia się Pan/Pani najbardziej w 2026 r.?” w badaniu United Surveys by IBRiS na zlecenie Wirtualnej Polski 47,5 proc. pytanych odpowiedziało, że martwi się o problemy z dostępem do świadczeń ochrony zdrowia. Na drugim miejscu uplasowała się z kolei kwestia stanu zdrowia własnego i bliskich osób. Choroba w rodzinie jest powodem do obaw dla 45,3 proc. badanych. Dla porównania zagrożenia dla bezpieczeństwa Polski w związku z rosyjską agresją obawia się 44,2 proc. badanych.