Dziesięć tygrysów utknęło na polsko-białoruskim przejściu granicznym w Koroszczynie (woj. lubelskie). Zwierzęta przyjechały z Włoch. Transport nie został wpuszczony na Białoruś. Jedno ze zwierząt padło. Część zwierząt ma przyjąć na kwarantannę zoo w Poznaniu.
- Dbamy o te zwierzęta, jak możemy, one są pojone, karmione, klatki sprzątane, ale niestety nie mamy warunków, żeby tak niebezpieczne zwierzęta wyładować. Prowadzimy rozmowy z takimi podmiotami jak ogrody zoologiczne, gdzie ewentualnie te zwierzęta mogłyby pojechać i odpocząć. One są już tydzień w podroży
– powiedział PAP graniczny lekarz weterynarii w Koroszczynie Jarosław Nestorowicz.
Tygrysy miały dojechać do Dagestanu - republiki Federacji Rosyjskiej. Według nieoficjalnych informacji są to zwierzęta z cyrku, zostały komuś podarowane i mają być umieszczone w ogrodzie zoologicznym w Dagestanie.
Rzeczniczka Izby Skarbowej w Lublinie Małgorzata Szpakowska powiedziała PAP, że ciężarówka z tygrysami wyruszyła spod Rzymu 22 października, a 26 października dotarła do przejścia granicznego w Koroszczynie.
- Funkcjonariusze sprawdzili dokumenty, które są wymagane w Unii Europejskiej przy przewożeniu zwierząt objętych ochroną na mocy Konwencji Waszyngtońskiej. Dokumenty te były właściwe. Ciężarówka ze zwierzętami została poza kolejnością przepuszczona – powiedziała Szpakowska.
Niestety białoruskie służby graniczne odmówiły wjazdu ciężarówki z tygrysami na Białoruś, ponieważ brakowało wymaganych w tym kraju urzędowych certyfikatów weterynaryjnych wystawionych przez włoskie służby weterynaryjne dla zwierząt, a także jeden z kierowców miał nieaktualną wizę. Transport został cofnięty. Ciężarówka ze zwierzętami została umieszczona na terminalu w Koroszczynie.
Jeden z tygrysów zdechł. Przyczyny padnięcia zwierzęcia ma wykazać sekcja. Nestorowicz powiedział, że jego zdaniem przyczyną śmierci tygrysa był najprawdopodobniej stres transportowy; nie ma oznak, żeby chorował on na jakąś chorobę zakaźną.
Pozostałe tygrysy są w ocenie lekarza weterynarii w stanie ogólnym dobrym. "Piją, jedzą, wstają" – zaznaczył Nestorowicz. Jak dodał, do Koroszczyna przyjadą specjaliści z zoo w Poznaniu, którzy na co dzień opiekują się takimi zwierzętami i pomogą w szczegółowej ocenie stanu zdrowia tygrysów. "My nie mamy ani takich urządzeń, ani takiej infrastruktury, która pozwalałaby badać tygrysy" – dodał.
Nestorowicz podkreślił, że za transport tygrysów odpowiedzialna jest włoska firma, która nie dopilnowała formalności, co powoduje, że podróż się wydłuża. Jak dodał, tygrysy są przewożone w samochodzie przystosowanym do przewożenia zwierząt, ale ten transport nie powinien trwać tak długo bez ich wyładunku. Ponadto, jak dodał, certyfikowany przewoźnik powinien mieć też opracowane procedury awaryjne, a w tym przypadku tego najwyraźniej zabrakło.
- Przewożenie zagrożonych wyginięciem gatunków na taką odległość przez nieodpowiedzialne firmy, to uważam, że to jest nie w porządku – powiedział Nestorowicz.
Jak dodał, mężczyźni, którzy przewożą tygrysy, deklarują, że wymagane dokumenty zostaną niebawem dostarczone z Włoch i chcą kontynuować podróż. Zapewniają, że na Białorusi jest ośrodek, gdzie tygrysy mogłyby by być wypuszczone z samochodu i odpocząć.
Zoo w Poznaniu zadeklarowało, że przyjmie część tygrysów na kwarantannę.
- Poznańskie zoo nie pozostawi zwierząt w sytuacji zagrożenia ich zdrowia i życia. Możemy przyjąć część osobników
– podało we wtorek zoo na portalu społecznościowym. Ogłoszono też zbiórkę pieniędzy na wykonanie w trybie pilnym koniecznych prac związanych z podniesieniem płotu na wybiegu kwarantannowo-rehabilitacyjnym, na którym mają być umieszczone tygrysy.