Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Lisiewicz: Jak wam mówią, że PiS nic nie robi, odpowiadajcie, że Obertyńska była na maturze!

„Troska o linię, zatruwająca mi całą młodość, przestała mnie obecnie niepokoić. Ważę 39 kg!” – tak potrafiła żartować z głodu w łagrze, gdzie dostrzegała… piękno przyrody Uralu. „Nikt przed Obertyńską i nikt po niej nie potrafił tak opisywać przyrody – ale też i niewielu poetów zostało skazanych na przyrodę, na jej wrogie człowiekowi piękno – tak, jak skazuje się na śmierć. A jednak Obertyńska potrafiła pisać o tym bez nienawiści” – zachwycał się w „Czerwonej Mszy” Bohdan Urbankowski. I zauważał: „Więc nawet tam.... I to jest właśnie najdziwniejsze: prawdziwe wiersze mogły powstawać nawet w sowieckiej niewoli. Nie mogły powstawać tylko w sowieckiej wolności”. Beata Obertyńska wróciła do Polski w dniu matury 4 maja 2021. I już się jej nie pozbędziemy, bo dopuszczona do głosu po latach niebytu porwie serca wrażliwych na poezję Polaków – pisze dla portalu Niezalezna.pl Piotr Lisiewicz.

arch.

Na wygnaniu kipiała z niej jednocześnie polskość i poetycki kunszt, gdy w małym pokoiku, w mieszkaniu siostry w Londynie, na zabytkowej maszynie do pisania, na którą mówiła „Karmelka” wystukiwała gniewnie do brytyjskich sojuszników w imieniu wszystkich wygnańców:

Bezpieczna jest ta wasza Anglia – i własna,
o chłód lasów oparta – o wzgórz płynne pasma,
i trawiasta i ptasia i głogiem bielona
i na pół nie przecięta przez linię Curzona...

Ci tutaj w ziemię wrośnięci to przyczajone korzenie…

Ładunek złości, wybrzmiewający w tych słowach, był ogromny. Dziś zachwycamy się słowami o Żołnierzach Wyklętych „Chcieli nas zakopać. Nie wiedzieli, że jesteśmy ziarnem”. A w malutkim pokoiku Obertyńska pisała w osamotnieniu wiersze z tomiku „Miód i piołun” z 1972 r. I padały bliźniaczo podobne słowa:

O co się smęcisz, zziębła pamięci?
O śmierć, czy o istnienie?
Zrozum... Ci tutaj w ziemię wrośnięci
to przyczajone korzenie...

Pisała to także w imieniu polskiej inteligencji, niegdyś w Europie podziwianej, bo symbolizującej wolnościowe aspiracje. Dziedziczyła jej najlepsze tradycje.

- Mamo! Rym!
- Do czego?

- tak wyglądały rozmowy między matką i piszącą swoje pierwsze wiersze córką.

Świat to słonecznik płaski,
a myśl - pszczoła kosmata
ugrzęzła w kwiecie świata...

- to był jeden z jej pierwszych wierszy. Jej matką była Maryla Wolska, wybitna poetka Młodej Polski. Ojcem - Wacław Solski, pionier polskiego przemysłu naftowego w Galicji. Niszczonego przez torpedujący polskie aspiracje gospodarcze Wiedeń. „Różne kruki i wrony rozdzióbały w krótkim czasie cały wspaniale już rozbudowany polski ośrodek naftowego przemysłu w Galicji i przekreśliły możliwość utrzymania go w polskich rękach” – pisała córka, rocznik 1898. Dodajmy, że  matka Wolskiej była narzeczoną Artura Grottgera. Jej ojcem chrzestnym był Kornel Ujejski, nazywany ostatnim wielkim poetą polskiego romantyzmu. Zaś ojcem chrzestnym jej brata Władysław Bełza, autor wierszyka „Kto ty jesteś? Polak mały”. Brat zginął jako jedno w Lwowskich Orląt...

We dziecinnych wspomnieniach Obertyńskiej pojawia się mnóstwo „czworo-, dwu- i żadnonogów” (te ostatnie to rybki). Wspomina „kruka – szkliście czarnego filozofa” i dwa psy – mądrego Asana i potężnego, głupiego Smoka. Pozycję Asana w rodzinie oddawała wypowiedź ojca: - Asan, kiedy widzi, że czytam, odwraca się i odchodzi. A własnych dzieci nie mogę tego nauczyć.

Lwica polska

To za te rodzinne zasługi od komunistów poetka, jako córka burżuja, czyli „wrah naroda”, dostała zaocznie pięć lat łagru… Po wejściu Sowietów do Lwowa Obertyńska opisuje dialog sowieckiego agitatora z 14-letnim polskim chłopcem.

- Gdzie wy widzicie tego waszego Boga? Gdzie on jest?
- W niebie.
- Ot i nieprawda! Jestem lotczykiem. Latałem nieraz wysoko, bardzo wysoko, pod samo niebo. I oglądałem się. I żadnego Boga nie widziałem.
- Trzeba było spaść i zabić się. Zaraz by go pan zobaczył!

Tegoroczni maturzyści zinterpretować mieli wiersz „Strych”, a czytając forum portalu Gazeta.pl można dojść do wniosku, że ich rodzice nie mają pojęcia, cóż to za kontekst kazał poetce pisać o „wypłowiałych nadziejach - okulałych wzlotach”. Pamięć była bardzo ważna w jej twórczości. Pamięć o Polsce, w której mogła pisać o lasach, słonecznikach, zbożu i porach roku. W wierszu: „A przy plebanii...” pisała o niej:

Ot – by na chwilę móc świat ten wskrzesić
co był i sczezł,
próbuję nocą, zamkniętym oczom,
kłamać go – kłamać – do łez...

Na czym polega różnica między Polską mającą duszę, a tą nową, PRL-em? Być może o tym jest wiersz „Lwica”:

Kiedyś – upalnej przestrzeni władczyni.
Dziś - od lat krat niewolnica.
Jak wór piasku,
na płasko
rozgładzona snu laską,
śpi na boku
nad łap wyciągnięciem...
Wydma 
płowej pustyni
na wilgotnym cemencie.
Lwica.

Dziecko rosyjskiej ulicy i oblany strażnik

„Najwybitniejsze w polskiej i światowej literaturze świadectwo kobiety o nieludzkim systemie stalinowskich łagrów” – tak reklamuje książkę Obertyńskiej „W domu niewoli” wydawca i nie ma w tym ani słowa przesady. Dodajmy, że część książki, którą powinien znać każdy z nas (jest dostępna w księgarniach), to także opis sowieckiego życia „na wolności”.

- Wy z Polski? – nastoletnia rosyjska prostytutka spytała polską więźniarkę. Ta kiwnęła głową. – A, to was oswobodzili – zaśmiała się ironicznie nastolatka. „Taką nienawiść do tych „oswobodzicieli” słyszę w jej tonie, że aż mi lżej!” – pomyślała poetka. Dziecko rosyjskiej ulicy spoważniało i rzuciwszy kilka szybkich spojrzeń dookoła siebie, dodało nagle ciszej, już bez ironii, a z wyrzutem tylko: - A my tak czekali! My tak wierzyli, że wy nas przyjdziecie oswobodzić!

Rozwrzeszczane 12-16-letnie „małolatki” to typowy obrazek z sowieckich więzień. 

„Korkiem czy sadzą najczęściej upaprany stwór, rozebrany najczęściej do fig i staniczka, o wytatuowanych sino rękach, nogach i pośladkach”
- pisała Obertyńska o swoich towarzyszkach niewoli.

Z małolatkami ciężko było wytrzymać współwięźniarkom, ale także strażnikom. Pewnego dnia zrozpaczony dyżurny wezwał na pomoc „jakąś grubą rybę”. Wysoki urzędnik stanął przed okienkiem w drzwiach celi. „Doskakuje, tupie, wali pięścią drzwi” – zapamiętała Obertyńska. 

„Czuje się, że purpurowy szał bezsilnej złości zadławi go za chwilę i zaleje. Zalało go jednak coś zgoła innego! Oto przechodząc chwytam błyskiem spojrzenia niedwuznaczny, żółtawy chlust, którym tryska niespodziewanie otwór okienka prosto w te rozżarte, na wierzch pasją wyduszone ślepia, na baranią czapkę, rubaszkę, buty, i widzę jeszcze, jak zadławiony, umilkły w pół słowa dygnitarz otrząsa się ze wstrętem jak pies, pluje, prycha, kaszle. Takie są małolatki!”.

Nauczycielki, czyli „kulturne Sowietki o brudnych, czerwono lakierowanych paznokciach”

Niezwykle przenikliwe są u Obertyńskiej obserwacje „elit” nowej ojczyzny proletariatu. Awansu społecznego tutejszych nauczycielek i urzędniczek, czyli „kulturnych Sowietek o brudnych, czerwono lakierowanych paznokciach”: 

„Czy może być coś bardziej irytującego jak niedorozwinięty prymityw powleczony pokostem pseudokultury i pseudocywilizacji? Ów niewczesnym tani, sowiecki pokost, którym posmarowano tu ludzi – po uprzednim wmówieniu w nich oczywiście, że są gotowi, cywilizowani i kulturalni – odebrał im rozpęd w dążeniu do rzeczywistej kultury”.

Opisy tego, do czego zdolni są komuniści, wręcz porażają: 

„Zobaczyłam dwóch sowieckich towarzyszy – takich w fufajkach i wysokich butach – wciągających coś po szpitalnych schodach. Wyglądało to jak dziwacznie oplątany korzeń wykarczowanego starego jałowca. Z początku wleczone po stopniach, tłukło i kołatało tylko o beton, ale potem, ku dławiącemu przerażeniu – zaczęło jęczeć”. Okazał się być to „żywy, straszliwy szkielet, a patrzących oczach”. „Sprawiedliwość Boża, która – z jej tylko wiadomych powodów – nie runęła dotąd ogniem i siarką na ten przeklęty, po trzykroć przeklęty kraj!”.
- pisze o Rosji Obertyńska.

„Polskie czary”, czyli Pan Bóg woli nas od bolszewików

Nigdy nie straciła wiary, że po łagrach będzie coś jeszcze. Polacy po prostu to wiedzieli:  

„Kiedy na mówili, że zostaniemy u nich na zawsze nie robiło to na nikim prawie wrażenia. Po prostu nikt nie wierzył… Przeczucie? Nie... To nie było i przeczucie. Raczej ślepa wiara w miłosierdzie Boże i niezachwiana pewność, że nas Pan Bóg woli od bolszewików. Po prostu”.

W wierszu „Cela” pisała o tym:

I te uporem zwarte kły
i wola jak pięść ściśnięta,
żeby - na przekór tym spod drzwi -
przetrzymać - i zapamiętać!

A gdy przyszła amnestia, inni więźniowie z ojczyzny proletariatu nie potrafili sobie racjonalnie wytłumaczyć wypuszczania Polaków. Przez lata uczeni, że Boga nie ma, śmiali się z ciemnoty modlących się Polaków. A teraz mówili, że „polskie czary” jednak działają…

Poetka przedostaje się do Palestyny, ale tęskni za Polską w wierszu „A ja już nie chcę”:

A ja już nie chcę! Nie mogę!
Do płaczu mam już dość
eukaliptusu – błękitu – pomarańcz – fig –
Psia kość!
To ma być jesień? Kpiny!
...Jesień jest szara i niska...
Ja pytam: gdzie jarzębiny?!

Czerwony Herod i chwiejny Piłat

Obertyńska wiedziała dużo o światowej literaturze, w 1936 r. odbyła pięciomiesięczną podróż – pociągiem ze Lwowa przez Wiedeń i Wenecję do Neapolu, a stamtąd statkiem do Lizbony, z postojami w Syrakuzach, Algierze oraz żeglugą wzdłuż brzegów Gibraltaru. W drodze powrotnej – zwiedzanie Paryża. Szczególnie w Portugali gazety interesowały się jej przyjazdem, pisano o przyjeździe do Lizbony „znanej poetki i literatki”, udzielała wywiadów. Z ironią podchodziła do swojej „kariery medialnej”: „Będę musiała blagować „z przyrzutu” o książce, której tłem ma być Portugalia”. Przed wyjściem na dyplomatyczny raut stwierdzała: „Na szczęście widywałam nieraz w kinie, jak światowa kobieta wstępuje na schody”.

Nie wiedziała, że na Zachodzie znajdzie się w charakterze wygnańca. O zdradzie aliantów tak pisała w wierszu „Zgoda”:

Świat – choć stary – jest jednak wciąż tym samym światem.
Wina – jeśli pospólna – zawsze ludzi zbliża.
...Nieprzyjaciółmi byli – i zbrodnia dopiero
- cień ponury czyjegoś niewinnego krzyża -
sprawił, że się „dnia tego” znów czerwony Herod
z zawsze tak samo chwiejnym pogodził Piłatem...

W 1947 jej podpis odnajdujemy pod uchwałą Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie wzywającą do niepublikowania w okupowanym kraju. Wobec okupacji Polski nie tylko w poezji, ale i w życiu zajmowała jasne stanowisko. Jak wspominał jej krewny Kasper Pawlikowski „nawet siostrzeńca swojego męża nie chciała przyjąć w domu, bo należał w Polsce do partii”. Zahartowana syberyjskim mrozem dożyła 82 lat.  21 maja 1980 zasłabła na stacji kolejki Putney i zmarła na miejscu. To była jej ostatnia stacja.

Liść przywiany do Polski

Los emigrantów, w tym jej samej opisuje wiersz o odnalezionym na londyńskim chodniku liściu, którego poetka nie zasuszy w książce, ocalając od zniszczenia:

Tedy idź... Rudo w oczach chodnikom...
Wkrótce warstwą do reszty umarłą,
mnie i ciebie, jak wszystko na świecie,
czas rozmiecie i wichry rozgarną. (...)
żywy jeszcze, niepotrzebnie śliczny,
a już w śmiercią podpłynięty złociście –
może bym cię, włóczęgo uliczny,
mimo wszystko zabrała ze sobą,
gdyby było po co i dla kogo
i gdybym sama też nie była liściem..
.

Stało się. Beata Obertyńska wróciła w 2021 r. i maturzystom przyszło pocić się nad wierszem nieznanej im poetki. Kasztany jeszcze nie zakwitły, natomiast liść jakimś cudem przywiało do Polski. Teraz wszystko zależy od nas. Kupujmy jej książki, dawajmy je w prezencie bliskim. Niech wrócą przyczajone korzenie niepodległej Polski!

A kto ma jeszcze niedosyt, niech posłucha syberyjskich „Suplikacji” poetki w świetnej interpretacji Marcina Skrzypczaka:


 

 



Źródło: niezalezna.pl

#wiersze #kultura #poezja #maturzyści #matura 2021 #Beata Obertyńska

Piotr Lisiewicz