Polskie i sojusznicze środki obserwowały radiolokacyjnie kilkanaście obiektów, a wobec tych mogących stanowić zagrożenie Dowódca Operacyjny RSZ podjął decyzje o ich neutralizacji. Część dronów, które wtargnęły w naszą przestrzeń powietrzną została zestrzelona. Trwają poszukiwania i lokalizacja miejsc możliwych upadków tych obiektów - przekazało ok. 5.30 w środę Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych.
Operacja trwała od godz. 22 do 6.30. - Ostatni z dronów został zniszczony o godz. 6.45 - podał premier Donald Tusk w Sejmie. Podał, że pierwszy raz bezzałogowce nadleciały bezpośrednio z Białorusi.
Białoruś: Drony zgubiły drogę
Jak podaje na stronach BBC Sarah Reinford, wiceminister obrony Białorusi, Pawieł Murawiejka, na udostępnionym w Telegramie nagraniu twierdzi, że drony wleciały w polską przestrzeń "przypadkowo, po tym, jak ich systemy nawigacyjne zostały zakłócone".
- Drony zgubiły drogę, a sama Białoruś zestrzeliła kilka z nich nad własnym terytorium - miał powiedzieć Murawiejka.
Rosyjska dezinformacja: Nie pokazano dowodów
KP.ru, portal wysokonakładowego prokremlowskiego dziennika „Komsomolskaja Prawda”, utrzymuje, że polski premier Donald Tusk, informując o naruszeniu przestrzeni powietrznej, „nie podał żadnych dowodów ani szczegółów”, a polskie siły zbrojne „nie podały żadnych dowodów na prawdziwość informacji”.
Także państwowa propagandowa agencja RIA Nowosti twierdzi, że szef polskiego rządu „nie podał dowodów” na to, że strącono rosyjskie drony.
Jeden z tzw. blogerów wojennych Aleksandr Koc na swoim kanale na Telegramie rozwija ten wątek, twierdząc, że „nikomu nie pokazano szczątków” dronów i że „nie jest trudno” pokazać jako dowód szczątków rosyjskich aparatów przywiezionych z Ukrainy.
Analityczka Maria Awdiejewa z amerykańskiego think tanku Instytut Badań nad Polityką Zagraniczną (Foreign Policy Research Institute) poinformowała, że rosyjscy blogerzy wojenni rozpowszechniają fałszywą mapę i twierdzą, że atak dronów na Polskę był śledzony w czasie rzeczywistym, a celem było lotnisko w Rzeszowie.