Czesi ze swoimi protestami w sprawie kopalni i braku wody na swoim terenie z powodu jej ewentualnego działania nie są szczerzy i nie mają racji - mówiła dwa dni temu mieszkanka Bogatyni. Pracujący w Czechach Polak ocenia, że na co dzień nie słyszał, "by ktoś tam mówił czy interesował się konfliktem związanym z kopalnią Turów".
Pani Iza jest pracownikiem służby zdrowia w Bogatyni i ma zdecydowany pogląd na temat próby zamykania czy ograniczania wydobycia węgla w kopalni Turów.
„Tu od wielu lat wszystko jest związane z kopalnią Turów, którą teraz ktoś próbuje zamknąć z niezrozumiałych dla nas przyczyn. To wszystko uderza w nasze poczucie spokoju i normalnego życia. Tutaj wszyscy są związani z pracą w kopalni”
- powiedziała kilka dni temu.
Pan Dariusz pracuje w Czechach sezonowo do końca października, a potem wraca do Polski. Jego zdaniem, w Czechach sprawa konfliktu związanego z wydobywaniem i zatrzymaniem wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów nie budzi zainteresowania.
"Naprawdę nie słyszałem, by ktoś się tym interesował, o tym mówił. Ja w internecie coś przeczytałem, ale na co dzień tu we Frydlancie to nie jest temat. A to przecież kilka kilometrów od Bogatyni i samej kopalni"
- powiedział.
Trybunał Sprawiedliwości UE postanowił w zeszłym tygodniu, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. Po tej decyzji rzecznik rządu Piotr Müller zapowiedział, że polski rząd nie zamknie kopalni w Turowie.
30 września, po dwóch dniach rozmów w Pradze, polscy negocjatorzy poinformowali, że delegacjom Polski i Czech nie udało się uzgodnić treści porozumienia ws. kopalni węgla brunatnego Turów, które miałoby być później zaakceptowane przez oba rządy. Wcześniej strona czeska informowała, że wypracowanie takiej umowy umożliwi wycofanie z TSUE skargi przeciwko Polsce dotyczącej funkcjonowania kopalni Turów.
"Na ten moment nie widzimy sensu dalszej kontynuacji tych negocjacji z Czechami w sprawie kopalni Turów, bo one nie przynoszą żadnego pozytywnego skutku. Szkoda, bo mieszkańcy kraju libereckiego mogli otrzymać 50 mln na rozwój swojego terytorium. Niestety na skutek takich, a nie innych decyzji rządu czeskiego, tych pieniędzy na tym etapie nie będzie"
- powiedział dziś wiceszef MSZ Marcin Przydacz.
Według niego, Polska zrobiła absolutnie wszystko, by wypracować dobre porozumienie.