Wczoraj w Lesznie odbyła się "Arena prezydencka" z udziałem kandydata Koalicji Obywatelskiej, Rafała Trzaskowskiego. Pytania zadawali mu dziennikarzy z 20 redakcji ogólnopolskich, jednak zabrakło podczas tej sesji pytań i odpowiedzi miejsca dla mediów lokalnych. Dziennikarze lokalnego Radia "Elka" na swoich stronach piszą, że "spotkanie obserwowali wraz z publicznością" na telebimach.
W auli Wyższej Szkoły Marketingu i Zarządzania w Lesznie w poniedziałkowy wieczór odbyła się "Arena Prezydencka", podczas której przedstawiciele 20 redakcji ogólnopolskich zadawali pytania kandydatowi KO na prezydenta Polski, Rafałowi Trzaskowskiemu. Wśród obecnych na wydarzeniu dziennikarzy byli także przedstawiciele "Gazety Polskiej" oraz Telewizji Republika.
Zabrakło jednak miejsca dla dziennikarzy lokalnych, leszczyńskich redakcji.
"Do Leszna Trzaskowski zaprosił przedstawicieli mediów ogólnopolskich: od Gazety Wyborczej do Gazety Polskiej, od TVN do Telewizji Republika. Niestety, szansy na zadawanie pytań nie dostały media lokalne - mogliśmy obserwować spotkanie wraz z publicznością, wyświetlono je bowiem na telebimie"
- czytamy na stronie portalu elka.pl powiązanego z miejscowym Radiem "Elka".
Po sesji pytań w studiu, Trzaskowski spotkał się z zebraną przez aulą publicznością - jak podają media lokalne - "na kilkanaście minut".
"Warszawka w Wielkopolsce" - skomentowała to na Twitterze posłanka PiS z Wielkopolski, Joanna Lichocka.
"Po debacie kandydat wyszedł do mieszkańców na kilkanaście minut", przyszło ich "kilkaset" - pisze https://t.co/HvCOXdwfqT. Nie zaproszono ani jednego lokalnego dziennikarza. Wystawiono telebim dla mieszkańców i RT miał dla nich kilkanaście minut. Warszawka w Wielkopolsce.
— Joanna Lichocka (@JoannaLichocka) July 7, 2020
Przebieg "Areny Prezydenckiej" także wywołał w mediach społecznościowych wiele komentarzy odnośnie reakcji kandydata PO na część pytań, zwłaszcza od dziennikarzy mediów konserwatywnych.
Trzaskowski nie odpowiedział m.in. na pytanie zadane mu przez Aleksandra Wierzejskiego z TV Republika, zbywając go słowami: "dajmy szansę innym". Dość arogancko kandydat KO odniósł się także do Jacka Liziniewicza z "Gazety Polskiej", który pytał go o dotacje przyznawane przez warszawski ratusz byłej tajnej współpracowniczce SB o pseudonimie "Panna" - Jolancie Gontarczyk vel Lange.