- Człowiek współczesny, gdy dotyka go jakiekolwiek cierpienie, buntuje się na cierpienie, odrzuca je. Co więcej, cały proces wychowawczy idzie w tym kierunku, by chronić przed jakimkolwiek cierpieniem (...). Widać to w niektórych rodzinach – umiera babcia, ale dziecka nie zabiera się na pogrzeb, bo jak mogłoby oglądać nieboszczyka. To absurdalne zachowanie. Z jednej strony bronimy się przed cierpieniem, z drugiej – budujemy cywilizację śmierci - mówi w rozmowie z portalem niezalezna.pl br. Zdzisław Duma, kapucyn, Misjonarz Miłosierdzia, gwardian domu zakonnego ojców kapucynów w Gdańsku i rektor tamtejszego kościoła pw. św. Jakuba Apostoła.
Obchodzimy obecnie Rok Jubileuszowy św. ojca Pio, ustanowiony w 50. rocznicę jego śmierci. Ojciec Pio stał się jednym z najbardziej popularnych w obecnych czasach świętych Kościoła katolickiego. Nie brakuje chętnych do pielgrzymowania do San Giovanni Rotondo, gdzie żył św. ojciec Pio, jego wezwanie otrzymują kolejne kościoły na całym świecie. Z czego wynika ta popularność świętego z Pietrelciny?
Jan Paweł II świetnie powiedział o ojcu Pio, wynosząc go na ołtarze, że to „święty na nasze czasy”. Kiedy patrzymy na św. ojca Pio, jego duchowość, na to, co robił, to musimy powiedzieć, że był on rzeczywiście dla tych, którzy do niego przychodzili – ojcem. Ojcem w wymiarze duchowym, bardzo pochylał się nad każdym człowiekiem, tak jak ojciec pochyla się zatroskany nad swoim dzieckiem. Chciał, aby wszyscy ludzie mogli dojść do pana Boga. Chciał wyrywać ludzi z kręgów zła, a oddawać ich pani Bogu. Dlatego podjął trud cierpienia, przyjął stygmaty. Kiedy przyjeżdżały do San Giovanni Rotondo tłumy pielgrzymów, św. ojciec Pio mówił im - „gdy umrę, gdy pójdę do Nieba, to będę robił więcej hałasu niż tutaj, na ziemi”.
To się dzieje – dzisiaj do San Giovanni Rotondo przybywa rocznie od 8 do 10 mln pielgrzymów. Dzieła, które zostawił, też spełniają jego słowa. Jedno, to Dom Ulgi w Cierpieniu, szpital, który współpracuje z 37 innymi placówkami. Powstała cała sieć miejsc, niosących człowiekowi cierpiącemu ulgę. Ewenementem jest także to, że postać ojca Pio sprawiła, że w regionie San Giovanni Rotondo powstało 15 tys. nowych miejsc pracy.
Głównym dziełem są jednak wszystkim Grupy Modlitwy Ojca Pio. Ojciec Pio jako pierwszy odpowiedział na prośbę Piusa XII, który prosił, by modlić za ludzi, którzy zostali zniszczeni przez drugą wojnę światową, tę traumę człowieczeństwa. Za życia Ojca Pio grup modlitwy było sporo – kilka miesięcy przed śmiercią świętego, do San Giovanni Rotondo zjechało ok. 8000 członków Grup Modlitwy. Dzisiaj – jest ich na całym świecie ok. 3 miliony.
A w samej Polsce?
Kiedy wstępowałem do zakonu w 1978 r. w Polsce była jedna grupa. Teraz mamy już ponad 370 grup i pod względem liczebności wyprzedzają nas tylko Włosi, gdzie grup jest ok. 2500. Grupy Modlitwy Ojca Pio mocno się rozwijają. Grupa kształtuje człowieka przez modlitwę, spotkanie z Bogiem, pozwala człowiekowi odnaleźć samego siebie i zaprasza do tego, by człowiek stał się miłosierny dla siebie.
Bardzo ważnym elementem duchowości Ojca Pio było cierpienie. Według nauczania Kościoła, cierpienie jest czymś nieodzownym dla grzesznej natury człowieka. Człowiek stara się jednak cierpienia unikać, czasem - czyniąc je tematem tabu, jakby w pewnej obawie przed konfrontacją z nim.
Człowiek współczesny, gdy dotyka go jakiekolwiek cierpienie, buntuje się na cierpienie, odrzuca je. Co więcej, cały proces wychowawczy idzie w tym kierunku, by chronić przed jakimkolwiek cierpieniem, chronić przed wszystkim, co może spowodować, że będziemy dotknięcie jakimkolwiek cierpieniem. Widać to w niektórych rodzinach – umiera babcia, ale dziecka na pogrzeb nie zabiera się, bo jak mogłoby oglądać nieboszczyka. To absurdalne zachowanie.
Z jednej strony bronimy się przed cierpieniem, z drugiej – budujemy cywilizację śmierci.
Ojciec Pio mówi swoim duchowym dzieciom przede wszystkim to, żeby umieli cierpienie oddawać Panu Bogu, ofiarować Bogu cierpienie za siebie i innych. Ojciec Pio znosił niesamowity ból przez 50 lat., miał rany rąk, stóp, przebity bok, ale także ranę barku, jakiej Chrystus doznał podczas dźwigania krzyża. Gdy wczytujemy się w to, co pisał ojciec Pio, dowiadujemy się, że przeżywał także biczowanie i cierniem koronowanie. Były momenty, gdy cierpienie dotykało go szczególnie, ale wszystko to ofiarował Bogu i chciał współuczestniczyć w cierpieniu po to, by zbawiać człowieka.
Co można uznać za główny powód odrzucenia cierpienia, o którym wspomniał brat? Czy jest to pokłosie przesyconego cierpieniem XX wieku, traumatycznych doświadczeń wojen, Zagłady, terroru i późniejszej próby stworzenia "nowej rzeczywistości".
To także wynik słabej wiary. Jan Paweł II podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Polski w 1979 r. powiedział, że „człowiek nie może zrozumieć siebie bez Chrystusa”. Potem napisał to w encyklice „Redemptor Hominis”. Gdy człowiek odsuwa Chrystusa, to wszelkie cierpienie staje się bezsensowne, zaczyna uciekać przed krzyżem. Chrystus przez krzyż pokazuje, że wchodzi głęboko w rzeczywistość człowieka poranionego grzechem. Zbawiając człowieka, wchodzi w sferę cierpienia, by pokazać wszelki jego sens. Gdy jednak wypycha się Chrystusa ze swojego życia, wówczas trudno zrozumieć sens cierpienia.
Ojciec Pio znany byl również jako wyjątkowy spowiednik. Istnieje wiele relacji, z których wynika, że w konfesjonalnie bywał bezkompromisowy, co kończyło się czasami niemal wyrzucaniem penitentów. Można przeczytać, że święty z Pietrelciny szczególnie podkreślał znaczenie regularnej bliskości z Bogiem poprzez częstą modlitwę, eucharystię, uczestnictwo we mszy świętej i grzechy przeciw tym katolickim nakazom traktował szczególnie surowo.
Ojciec Pio rozumiał, czym jest więź człowieka z Panem Bogiem. Wielokrotnie podkreślał, że gdyby nie pomoc Boża, to on nie dałby rady nic zrobić, umarłby natychmiast, gdy otrzymał stygmaty. Ojciec Pio był prawdziwym ojcem, także w konfesjonale. Tam, gdzie widział pokorę, przyznanie się do grzechu, był niesamowicie ojcowski, natomiast jeżeli widział, że ktoś kpi, żartuje z Pana Boga, nie jest przygotowany do sakramentu, zataja grzechy - wtedy był bardzo zdecydowany i surowy.
Są takie sytuacje w życiu człowieka, których - co psychologia potrafi wyjaśnić - człowiek nie chce pamiętać, wyrzeka się pewnych zdarzeń. Wtedy ojciec Pio potrafił ze szczegółami przypominać te rzeczy, by człowiek szczerze mógł je wyznać. Wiedział, co siedzi głęboko w sumieniu. Prowadził człowieka, by ten rzeczywiście się nawrócił, by prawdziwie odnowił więź z Bogiem, by nie było udawania, bylejakości w naszej wierze.
Pojawia się wiele głosów, także ze środowisk kościelnych, że coraz bardziej widoczne jest relatywizowanie grzechów, zwłaszcza tych, które nie niosą za sobą oczywistej krzywdy wyrządzanej innemu człowiekowi.
Obserwuje w różnych rozmowach to, że jedną z rzeczy, którą człowiekowi uczynić jest najtrudniej, jest przyznanie się do własnej winy i dlatego pojawia się to relatywizowanie. Gdy powiem, że jestem grzesznikiem, że grzeszę, wtedy muszę się chcieć nawrócić i patrzę na siebie nieco inaczej. Gdy mówię, że „jest taka moda”, że „wszyscy tak robią”, to bronię się przed tym, abym się nie rozpadł, bo wali mi świat. Jeżeli przyznam, że jestem grzesznikiem, wali mi się świat, bo nie mogę już w dany sposób postępować.
Jasna postawa ojca Pio wobec grzechu to nazywanie rzeczy po imieniu z jednej strony, a z drugiej - wielkie miłosierdzie, wielka dbałość, by wyrywać ludzi ze zła. To właśnie sprawia, że dla wielu ten święty staje się tak bliski.
Ta bezkompromisowa postawa mogła przyczynić się także do tego, że jeszcze za życia świętego pojawiły się wokół niego, jak potocznie mówimy - "złe języki". Osoba Ojca Pio wzbudzała także wiele kontrowersji u niektórych duchownych.
Było wiele fałszywych donosów, ale żaden z nich się nie utrzymał. Wielu było tych, którzy próbowali go z różnych pobudek pomówić, ale prawda – obroniła się sama. O świętości św. Ojca Pio świadczy to, że był on posłuszny Kościołowi. Gdy nakładano na niego różne kary, upomnienia, on był posłuszny. Bracia mówili niekiedy: „Ojcze Pio – powinieneś się zbuntować”, a on wtedy odpowiadał im – „Idź precz szatanie, Kościoła trzeba słuchać, Kościół jest naszą matką”. Dzisiaj jest to dla nas również niesamowicie ważne, jako dla ludzi wierzących. Widzimy tendencję, często prezentowaną w licznych mediach, by nie słuchać Kościoła, duchownych, że „jesteśmy panami samych siebie”. I to jest bałwochwalstwo, w które człowiek wchodzi poprzez własną pychę.