Swego czasu Zygmunt K. był szefem Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie i nadzorował najpoważniejsze śledztwa w stolicy. Dziś jest prokuratorem w stanie spoczynku, ale kontakt z wymiarem sprawiedliwości nadal ma – najpierw jako podejrzany, a teraz oskarżony.
Na stronie internetowej Prokuratury Okręgowej w Białymstoku kilka dni temu pojawił się lakoniczny komunikat, że pod koniec lipca skierowany został akt oskarżenia: „Przeciwko Zygmuntowi K., prokuratorowi w stanie spoczynku, oskarżonemu o podrobienie szeregu dokumentów związanych z prowadzoną działalnością gospodarczą, zarejestrowaną na jego córkę i brata”.
Chodziło o sklep w Janowie Lubelskim, który pod nieobecność formalnego właściciela (przebywał za granicą) prowadził właśnie Zygmunt K. Po powrocie do kraju szef firmy zorientował się, że na wielu dokumentach brat podrabiał podpisy. Jego i swojej córki. Mężczyzna natychmiast powiadomił prokuraturę w Lublinie, ale ta wyłączyła się z wyjaśniania dość banalnej sprawy i akta powędrowały do Białegostoku. Dlaczego? Ze względu na osobę podejrzanego.
Zygmunt K. bowiem to znany prawnik, pochodzący z Lublina, ale przed laty jeden z najważniejszych śledczych w stolicy, na początku tego stulecia kierował Prokuraturą Apelacyjną w Warszawie. To za jego czasów zajmowano się aferą Rywina, działaniami mafii pruszkowskiej, zabójstwem gen. Papały, porwaniem Krzysztofa Olewnika. Swoimi decyzjami K. wzbudzał wiele kontrowersji.
Bardzo ostro – w lutym 2003 r. (w tym czasie rządy w Polsce sprawowała koalicja SLD-PSL, a premierem był Leszek Miller) – o Zygmuncie K. wypowiedział się poseł Zbigniew Wassermann. „
W środowisku prokuratorskim panuje opinia, że w dziejach III Rzeczypospolitej nie było i nie ma równie usłużnego wobec władzy prokuratora. On jest w stanie poświęcić dobro śledztwa dla własnych interesów i korzyści zwierzchników, czego wielokrotnie dowiódł” – cytował „Dziennik Polski”.
Skandali w czasie, gdy K. szefował Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie, było sporo. Jedna z nich dotyczyła procesu Grzegorza Wieczerzaka, byłego prezesa PZU Życie, któremu zarzucono działanie na szkodę spółki, a straty wyliczono w setkach milionów złotych. Podczas procesu doszło do kompromitacji prokuratury – Jadwigę M. – biegłą, na której opinii oparł się akt oskarżenia, oskarżono o składanie fałszywych zeznań.
K. był też arogancki – podczas przesłuchania przed sejmową komisją śledczą ws. porwania Krzysztofa Olewnika, zapytano, co zrobił z informacją o uprowadzeniu, bo dostał taką wiadomość od prokuratury w Płocku już trzy dni po zdarzeniu. „
Moja pamięć nie sięga tak daleko” – odpowiedział.
Działy się też dziwaczne „przypadki”. Do najsłynniejszych należy ten z października 2004 r. K. miał stawić się na przesłuchanie do prokuratury w Katowicach, która prowadziła śledztwo ws. zatrzymania prezesa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego, a jednym z dowodów miał być notes prokuratora K. Notes nigdy nie dotarł do katowickich śledczych. Jak powiedział prokuratorom K., gdy podążał na dworzec, podbiegł do niego mężczyzna i wyrwał mu teczkę, w której był słynny notes z tajnymi zapiskami dotyczącymi ważnych śledztw. Oczywiście złodzieja nie udało się złapać.
Więcej na ten temat w czwartkowym wydaniu „Gazety Polskiej Codziennie”.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#oskarżony #prokuratura #Warszawa #prokurator
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Grzegorz Broński