Robert Biedroń otworzył niedawno w Słupsku rondo Triny Papisten, zamordowanej tam w 1701 r. przez spalenie na stosie za "czary". Towarzyszyła temu atmosfera upamiętnienia ofiary katolickich oprawców. Tymczasem prawda wygląda zupełnie inaczej...
- czytamy na portalu racjonalista.pl.Trina to skrót od imienia Kathrin. Papisten nie jest nazwiskiem, lecz pogardliwym przydomkiem oznaczającym „papistkę", czyli katoliczkę. Przed przybyciem do Słupska czarownica nazywała się Katarzyna Nipkowa, czyli nosiła nazwisko kaszubskie. Na stos posłał ją sąd protestancki. Katarzyna była Polką posłaną na stos przez niemiecki sąd. Trina Papisten to ksywki pochodzące z niemieckich kronik, które w tłumaczeniu na polski znaczą: Kaśka Katolka. Czarownicę zrobiła z niej nie inkwizycja, lecz Juristische Fakultät der Universität Rostock, czyli wydział prawa jednej z najstarszych niemieckich uczelni, która zwana była „światłem północy". To Uniwersytet w Rostocku wydał opinię prawną zezwalającą na poddanie Kaśki torturom.
Paradoks sytuacji polega więc na tym, że czarownica, która ma być rzekomo ofiarą Kościoła Katolickiego może być de facto uznana za męczennicę katolicką i beatyfikowana, bo zginęła z rąk protestantów jako „katolka". Dodatkowo Trina Papistin sugeruje, że była to Niemka zamordowana przez polski kościół, podczas kiedy w rzeczywistości była to Polka zamordowana przez niemiecki sąd.Reklama
Kim zatem była rzekoma czarownica i dlaczego zginęła?
Katarzyna urodziła się w Brülow w Westfalii, z której przybyła do Postomina wraz z mężem Martinem Nipkowem. Była Polką, gdyż niektóre niemieckie przekazy tytułują ją nie jako Trine Papistin lecz Trine Polsh-Katolsh, czyli Kaśka Polka-Katolka. Nipkow to nazwisko kaszubskie. Kiedy umiera jej pierwszy małżonek, Katarzyna wychodzi ponownie za mąż za słupskiego rzeźnika Andreasa Zimmermanna. Z czasem Kathrin Zimmermann okazała się świetnym handlowcem i dość szybko zagroziła konkurencji sąsiadujących z masarzem sklepikarzy. Na dodatek dość dobrze była obeznana z medycyną ludową i niezbyt integrowała się z protestanckim mieszczaństwem.
4 maja 1701 r. zgłosił się do magistratu aptekarz Zienecker z wielostronicowym pismem oskarżającym Kathrin Zimmermann o czary. Skoro to aptekarz zainicjował cały proces, to być może chodziło nie tyle o biznes mięsny jej męża, który miała rozwinąć, co o konkurencję zielarską dla aptekarza? Możemy się tylko domyślać, gdyż aptekarz w swym sążnistym oskarżeniu wywodził, że chodziło o spółkowanie z diabłem i praktyki czarodziejskie.
Katarzyna trafiła do więzienia 27 lipca 1701 r. Wydział Prawa Uniwersytetu w Rostocku wydał opinię prawną zezwalającą na zastosowanie tortur wobec oskarżonej, która mimo szeregu obciążających zeznań świadków odmawiała przyznania się do winy. Tortury rozpoczęły się 11 sierpnia. - informuje portal racjonalista.pl.
Do całej sprawy odniósł się także Tomasz Rożek - znany dziennikarz naukowy i fizyk, popularyzator nauki:
