Jak informowaliśmy na łamach portalu niezalezna.pl i „Gazety Polskiej Codziennie” nasi dziennikarze: Dorota Kania, Dawid Wildstein i Samuel Pereira byli podsłuchiwani przez służby specjalne za rządów koalicji PO-PSL. Na liście inwigilowanych znaleźli się również inni dziennikarze Strefy Wolnego Słowa, którzy patrzyli ekipie Donalda Tuska na ręce.
Tymczasem była premier Ewa Kopacz informacją o inwigilacji dziennikarzy wydawała się mocno zaskoczona.
Listę dziennikarzy inwigilowanych przez służby za rządów PO-PSL opublikował Cezary Gmyz. Lista zawiera łącznie 27 nazwisk. Wsród nich znaleźli się dziennikarze „Gazety Polskiej”. Cezary Gmyz na łamach „Do Reczy” informuje, że pretekstem do inwigilacji było ujawnienie przez media sprawy CBA o kryptonimie „Alfa”, dotyczącej powoływania się na wpływy w Sądzie Najwyższym.- Jako premier nie miałam żadnych sygnałów, że są podsłuchiwani dziennikarze [...] Podsłuchiwanie kogokolwiek bez zgody sądu jest przestępstwem. Jeśli ktoś wie, że taki proceder miał miejsce, powinien złożyć zawiadomienie do prokuratury. Ja nie miałam żadnych sygnałów o tym, że podsłuchiwani są dziennikarze – mówiła na antenie TVP1 Ewa Kopacz.
Reklama
Autorami wspomnianej publikacji byli Dorota Kania, Samuel Pereira i Dawid Wildstein. Oprócz nich podsłuchiwani byli także Anita Gargas oraz Piotr Nisztor.„Przy tej okazji śledzono dziennikarzy »Gazety Polskiej« opisujących kontakty między sędzią sądu administracyjnego a sędzią SN” – wyjaśnia Gmyz.

CZYTAJ WIĘCEJ: Dziennikarze "Gazety Polskiej" na liście inwigilowanych. Bo opisywali korupcję