Pierwotnie zakładano, że pierwsza elektrownia atomowa zacznie dostarczać prąd do sieci już w 2019 r. Jednakże rząd przyjął nowy harmonogram, z którego wynika, że opóźnienie programu budowy wyniesie 12 lat. Tym, którzy żyją z tego projektu, z pewnością taki horyzont czasowy może być na rękę, za to tak długa perspektywa nie jest obojętna dla kosztów przedsięwzięcia, w myśl zasady – im dłużej się buduje, tym drożej.
W rządowym Programie Energetyki Jądrowej na razie oszacowano, że koszty budowy dwóch elektrowni atomowych wyniosą 40–60 mld zł. To sporo do rozdysponowania na różnego rodzaju wykonawców i zatrudnionych na intratnych posadach. Konkretnej wysokości nakładów inwestycyjnych rząd jeszcze nie podał. Pełne koszty mają być znane dopiero po wyborze dostawcy technologii i głównego wykonawcy budowy. W dokumencie nie ma też „twardych” deklaracji, w jaki sposób ma zostać sfinansowana budowa i jak państwo ma zamiar pomóc. Takie decyzje odłożono na później, ale zasygnalizowano, że mogą to być np. gwarancje kredytowe. Ze sprawozdania finansowego zarządu Grupy Kapitałowej PGE za I półrocze tego roku wynika, że w ciągu tych sześciu miesięcy PGE prowadziła uzgodnienia i dyskusje z Ministerstwem Gospodarki m.in. odnośnie do wsparcia finansowego projektu. Na razie udziałowcy – spółki skarbu państwa – zobowiązali się do finansowania fazy wstępnej projektu w proporcji odpowiedniej do posiadanych udziałów w spółce PGE EJ 1. Firma PGE ma 70 proc., KGHM, Tauron, Enea – po 10 proc. Na przygotowania, które obejmują wybór partnera strategicznego, dostawcy technologii, wykonawcy, dostawcy paliwa jądrowego oraz pozyskania finansowania dla projektu (tzw. faza wstępna projektu) PGE przeznaczy nie więcej niż 700 mln zł. Od 2009 r. do końca 2014 r. PGE wydała na przygotowania już ponad 182 mln zł – informowały media. Wspólnicy umówili się, że po zakończeniu fazy wstępnej zdecydują o dalszym uczestnictwie w tym przedsięwzięciu. Projekt więc może przejąć inwestor strategiczny.
Więcej w "Gazecie Polskiej Codziennie".
Reklama