Z niewyjaśnionych przyczyn w projekcie ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym zniknęły bariery dla sklepów wielkopowierzchniowych. Jeżeli ustawa w tej formie wejdzie w życie, markety o powierzchni większej niż 400 mkw. będą mogły powstawać bez ograniczeń. Na razie nie wiadomo, który z posłów zdecydował się zgłosić poprawkę. Pozostali mówią, że tego nie zauważyli. Przedstawiciele organizacji skupiających właścicieli małych polskich sklepów nie kryją zdenerwowania.
„Lub supermarkety”– Walczymy o miejsca pracy – powiedział Janusz Kowalski, wiceprezes Związku Rzemiosła Polskiego. – Przepis ograniczający swobodne powstawanie sklepów wielkopowierzchniowych zniknął w tajemniczych okolicznościach w trakcie prac komisji sejmowej, a potem został przegłosowany przez parlamentarzystów. – To skutek nieuwagi – tłumaczy Jarosław Gowin, prezes Polski Razem. – Prędzej czy później wyjdzie na jaw, kto jest winien. Tam, gdzie tworzy się prawo, są różne lobby – przyznaje Teodozja Maliszewska z PO.
Reklama
Gdyby Bank Światowy oraz Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, które wspierały Lidla i Kauflanda w podboju Europy Środkowej, włożyły choć część tych pieniędzy w polski handel, mielibyśmy dzisiaj własną sieć sklepów wielkopowierzchniowych.– Ta poprawka oznacza dalsze pognębianie i tak zniewolonego polskiego handlu – komentuje dla „Codziennej” Wiesław Michałowski, wiceprezes Kongregacji Przemysłowo-Handlowej Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej. Już tylko 11 proc. rynku należy do polskich sklepikarzy, którzy przecież i tak są uzależnieni od hurtowni, należących do obcego kapitału. Polscy posłowie powinni pamiętać, że na jedno miejsce pracy powstałe w sieci wielkopowierzchniowej znikają 3–4 w drobnym handlu i 3–5 w usługach okołohandlowych. Ta poprawka jest niczym innym jak dorżnięciem polskich sklepikarzy – mówi Wiesław Michałowski.
Cały tekst w weekendowej „Gazecie Polskiej Codziennie”