Gdy 29 czerwca 2014 r. przywódca Państwa Islamskiego Abu Bakr al-Baghdadi na okupowanych przez dżihadystów terenach Iraku i Syrii ogłosił kalifat, zaapelował do światowej wspólnoty muzułmanów (arab. ummah) o włączenie się w budowę jednego państwa islamskiego. W słowach skierowanych do Tunezyjczyków nazwał ich ojczyznę miejscem, gdzie „wydano wojnę czystości i hidżabowi, i gdzie praktykuje się niewierność, prostytucję i cudzołóstwo”. Apel al-Baghdadiego trafił w Tunezji na podatny grunt. Już przed wielką islamistyczną mobilizacją obywatele Tunezji najliczniej reprezentowali obszar Afryki Północnej w obozach szkoleniowych dla dżihadystów na terenie Iraku i Syrii. W czerwcu ub.r. w wypowiedzi dla Al-Monitor, Lotfi Ben Jeddou, ówczesny minister spraw wewnętrznych Tunezji z ramienia islamistycznej partii an-Nahda, przyznał, że 2,4 tys. jego rodaków walczy w Syrii, z czego większość w szeregach Państwa Islamskiego. Dziś liczbę tunezyjskich dżihadystów, którzy odpowiedzieli na apel al-Baghdadiego, szacuje się na 2,5–3 tys. Mowa o mężczyznach. Nie wiadomo natomiast, ile tunezyjskich dziewcząt zdecydowało się dołączyć do Państwa Islamskiego w ramach tzw. seksualnego dżihadu („Jihad Al-Nikah”), czyli usankcjonowanej prostytucji pochwalanej przez liderów i członków ISIS. Według tunezyjskich źródeł, na wezwanie do seksualnego dżihadu odpowiedziały nawet 13-letnie dziewczynki, które po „spełnionej misji” wracały z Syrii do domu w ciąży.
Więcej w tygodniku „Gazeta Polska”.