Tymczasem jak szacują eksperci rozszerzenie takiego systemu już o kolejnych 700 km przyniosłoby budżetowi nawet 900 mln zł dochodów rocznie. Zaś tylko w 2014 r. budżet (ściśle tzw. Krajowy Fundusz Drogowy) zarobił wskutek funkcjonowania systemu 1,4 mld zł netto. I wraz z każdym jego kolejnym poszerzeniem zarobi jeszcze więcej. Na razie jednak tempo przyrostu odcinków objętych e-mytem wyraźnie stanęło. Jeszcze w 2013 r. zwiększono je o ok. 700 km, ale już w ub. roku i wg planów na rok obecny ich wielkość zwiększa się po ok. 250 km. Według wcześniejszych planów rządowych do końca 2018 r. ma być takich odcinków łącznie ok. 7000 km, a obecnie jest ich nieco ponad 3 tys. km.
Choć rozszerzanie e-myta obciąża kieszenie przewoźników drogowych, jest ważne także z innego powodu. Jak bowiem alarmują polscy przewoźnicy ich konkurenci, zwłaszcza zza wschodniej granicy, którzy korzystają tranzytowo z naszych dróg, z reguły nie płacą za przejazd, pozostają praktycznie bezkarni.
Według pos. Jerzego Szmita omijają oni fragmenty dróg z manualnym poborem opłat (na odcinkach autostrad zarządzanych przez prywatnych koncesjonariuszy), zaś na odcinkach z opłatami w systemie viaToll (na drogach zarządzanych przez GDDKiA) – po prostu nie płacą. Tymczasem nasze władze pozostają kompletnie nieskuteczne wobec tego procederu.
Przypomnijmy, że o terminie wdrożenia e-opłat na polskich drogach w 2016 r. mówiła jeszcze w ub. roku ówczesna wicepremier i minister infrastruktury (obecna komisarz unijna) Elżbieta Bieńkowska. Sprawa ucichła wraz z przejęciem po Bieńkowskiej teki ministra przez Marię Wasiak. Resort pod rządami tej ostatniej nabrał wody w usta w sprawie pomysłu Bieńkowskiej. Wobec tego media skazane są jedynie na domysły, jakie są faktyczne przyczyny wyraźnego zastoju w rozszerzaniu obecnego e-myta dla samochodów ciężarowych, jak również w pracach nad opracowaniem systemu e-płatności dla aut osobowych na autostradach i innych największych drogach (krajowych). Dzięki niemu miałyby zniknąć korki na autostradach płatnych, które pamiętamy z ubiegłorocznego lata. Na razie się jednak na to nie zanosi.
Zaś rząd, biorąc pod uwagę, że tegoroczne wakacje zapowiadają się wyjątkowo gorące, wskutek zbliżających się wyborów, zapewne znów – jak w ub. roku – przekaże lekką ręką dziesiątki milionów z budżetu prywatnym koncesjonariuszom płatnych odcinków autostrad w zamian za niepobieranie przez nich od kierowców opłat na płatnych bramkach.