Wpis Romana Giertycha (dziś już poprawiony) wzbudził nie tylko zażenowanie, ale i rozbawienie. Powód: specyficzne spolszczenie nazwy placka, jaki BOR przywiózł Sikorskiemu

Chodzi o nieprawomocny wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie ws. sporu spółki Ringier Axel Springer (wydającej „Fakt”) z obecnym marszałkiem Sejmu, Radosławem Sikorskim. Tłem jest publikacja „Faktu” o kursie Biura Ochrony Rządu, którego funkcjonariusze zostali przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych wysłani, by dowieźć mu zamówiony w pałacyku Chobielinie pizzę. Zgodnie z werdyktem sądu wydawca „Fakt” ma przeprosić marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego za nieprawdziwą informację, jakoby zapłacił służbową kartą za swą urodzinową kolację – orzekł. Sikorski i jego mecenas wykorzystali fakt, że w publikacji zasugerowano, że minister zapłacił za jedzenie służbową kartą, pomijając kwestię kosztów jakie państwo poniosło za pracę dostawczą BOR, która nie jest w obowiązkach Biura.
CZYTAJ WIĘCEJ: Służby na usługach partii. Internauci śmieją się z policjantów ochraniających „tęczę”
Wpis Giertycha szybko stał się obiektem kpin na Twitterze:


Jeszcze zabawniejsze są tłumaczenia Sikorskiego przed sądem. Ignorując fakt, że dojazd oficerów BOR to wydatek z publicznych pieniędzy, tłumaczył przed sądem, że... „od 2008 r. nie ma służbowej karty kredytowej”. – Płaciłem z własnych pieniędzy – oburzał się polityk PO przed sądem. Dodatkowo oświadczył, że to on na skutek publikacji „Faktu” poniósł szkody. Polityczne.