Sam Bronisław Komorowski dość delikatnie wypowiada się ws. parady w Moskwie. Jego kancelaria wypowiada się już ostrzej. Tomasz Nałęcz stwierdził np., że "trudno sobie wyobrazić sytuację, kiedy Rosja zajęła Krym w wyniku agresji, kiedy dzisiaj mamy do czynienia z wojną na Ukrainie prowadzoną przy pomocy rosyjskiego sprzętu i najpewniej z udziałem rosyjskich żołnierzy, a liderzy europejscy będą na uroczystościach, na których będzie defilowała Armia Czerwona".
Rzecznik prezydenta, Joanna Trzaska-Wieczorek mówiła z kolei, że "trudno wyobrazić sobie dzisiaj udział prezydenta w militarnej paradzie armii, która jest cząstką agresji rosyjskiej na Ukrainę". Jak zauważyli internauci - cztery lata temu, mimo że Rosja miała na koncie kilka innych agresji zbrojnych w regionie - Komorowski takich oporów nie miał.

W walce z kampanijną amnezją Bronisława Komorowskiego internauci przypominają również, jak jeszcze rok temu prezydent deklarował, że "nie sądzi, żeby dziś Rosja mogła zastosować wobec Ukrainy scenariusz, który zastosowała kiedyś w stosunku do Gruzji". Nietrafiona prognoza zestawiana jest ze słowami śp. Lecha Kaczyńskiego o zagrożeniu ze strony Rosji... z 2008 r.

Świetnie wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę! - tymi słowami podczas wiecu w Tibilisi 12 sierpnia 2008 r. prezydent Lech Kaczyński zwrócił się do zebranych na placu Gruzinów. Wizyta głowy polskiego państwa odbyła się w trakcie napaści Rosji na Gruzję.