Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Dyzma Palikot

Pierwszą spółkę Janusz Palikot założył w 1988 r. – przez dwa lata przedmiotem jej działalności było m.in. brakowanie (czyli niszczenie) archiwów.

Pierwszą spółkę Janusz Palikot założył w 1988 r. – przez dwa lata przedmiotem jej działalności było m.in. brakowanie (czyli niszczenie) archiwów. Kolejne firmy zajmowały się głównie handlem, a ich wspólny mianownik stanowili tworzący je ludzie. Wśród bliskich współpracowników Janusza Palikota znalazły się osoby z PZPR, SB, ZMS, które swoje zawodowe doświadczenie spożytkowały też w innych firmach, m.in. w spółkach Jana Wejcherta, twórcy telewizji TVN, w Agorze czy w lokalnym samorządzie.

Bez pomocy współpracowników byłoby raczej niemożliwe dojście biednego chłopaka z Biłgoraja do olbrzymiej fortuny. To ich kontakty – zwłaszcza te sprzed 1990 r. – przyczyniły się do rozwoju firm Janusza Palikota. On sam miał niewiele, co wynika z jego wspomnień.

Rodzinny dom Janusza Palikota mieścił się przy ul. Ogrodowej. „Wszystkie domy przy Ogrodowej to były tak zwane zagrody sitarskie – drewniane, długie, ze stodołą na końcu, z drewnianą bramą zamykaną wieczorami na cztery spusty. (…) Jako dorosły [ojciec – red.] wstąpił co prawda do partii komunistycznej, ale w domu wieczorami namiętnie słuchał Wolnej Europy i opowiadał mi i mojemu bratu o AK, bo wychowywał nas w duchu patriotycznym. Moja mama, Czesława Palikot, była zastępcą dyrektora w zakładach metalowych i też musiała się zapisać do PZPR” – wspomina Janusz Palikot w autobiografii „Płoną koty w Biłgoraju”.

Relegowany ze szkoły w Biłgoraju, liceum ukończył w Warszawie. Studiował na KUL, a dyplom uzyskał na UW w 1987 r. Rok później stawiał pierwsze kroki w biznesie i od razu z dużym sukcesem.

„Akt” porządkuje archiwa

Przeglądając artykuły prasowe na temat Janusza Palikota, zaskakuje brak informacji o jego pierwszej spółce, która swoją siedzibę miała w Biłgoraju i która wykonywała zlecenia instytucji państwowych. Nawet on sam mówi o niej niezwykle oszczędnie, na dodatek podając fakty, które się wykluczają. „Byłem studentem KUL-u. Miałem kolegę Krzysztofa Kleina, który studiował archiwistykę. To były jeszcze czasy gospodarki socjalistycznej. Każdy zakład był wówczas zobowiązany do archiwizowania dokumentów, a na tę pracę wyłączność miały spółdzielnie emerytów i studentów. Tam płacono za godzinę pracy, więc usługa ciągnęła się miesiącami. My zaś, dzięki tak zwanej reformie Rakowskiego, wprowadzającej pewne elementy gospodarki rynkowej, oferowaliśmy wykonanie tej pracy w kilka dni. Zatrudnialiśmy kolegów studentów i pracowaliśmy po nocach. To robiło furorę. Byliśmy aktywni, wysyłaliśmy ulotki i tak powoli zdobywaliśmy rynek. W czasie prac w gdyńskiej Baltonie ktoś zagadnął nas o palety. I tak, dzięki pomocy ojca i teścia, zacząłem jeździć po wsiach i skupować, a raczej zamawiać palety” – czytamy.

Z kolei w innym fragmencie autobiografii Janusz Palikot mówi: „W czasie studiów założyłem swoją pierwszą firmę – AKT. Moim wspólnikiem był wówczas Krzysztof Klein, student historii na KUL-u. Pracowaliśmy głównie w trakcie wakacji, porządkując archiwa i handlując paletami”.

Janusz Palikot twierdzi, że studia na UW ukończył w 1987 r. W Krajowym Rejestrze Sądowym widnieje, że spółka „Akt” została założona w 1988 r. Nie mógł więc – jak mówi w autobiografii – założyć spółki na studiach.

Ze skąpych informacji wynika, że w latach 1988–1990 firma „Akt” zajmowała się archiwami państwowymi, w tym brakowaniem, czyli niszczeniem dokumentów. Jakich? Nie wiadomo, ponieważ – jak już pisaliśmy – akta spółki zaginęły, a Janusz Palikot nie odpowiedział na nasze pytania. Z jego wypowiedzi w autobiografii można wywnioskować, że zajmował się archiwami firm, m.in. na terenie Trójmiasta.

Współpracownik z Energopolu

W 1990 r. obecny polityk PO był jednym z dziesięciu założycieli przedsiębiorstwa handlowego „Kram” spółka z o.o. „Janusz Palikot podkreśla, że tak naprawdę największy kapitał, jaki wówczas mieli, to był zapał do pracy i entuzjazm związany z wolnym rynkiem” – pisała w 1995 r. „Rzeczpospolita”.

Akt notarialny „Kramu” został sporządzony w 1990 r., a w zakresie działalności firmy był m.in. handel paliwami oraz eksport/import wyrobów alkoholowych. Oddział firmy mieścił się w Warszawie przy ul. Batorego 20, a w 1993 r. „Kram” połączył się z Zamojską Agencją Produkcyjną „Faktoria”. Prezesem był Janusz Palikot, a wiceprezesem ds. handlowych Michał Zubrzycki, o którym obecny poseł Platformy wspomina w swojej biografii.

Kim jest człowiek, który miał olbrzymi wpływ na sukces finansowy Janusza Palikota? Z ogólnodostępnych dokumentów wiadomo, że urodził się w 1942 r. i że na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie zdobył tytuł doktora nauk ekonomicznych. W 1972 r. działał w ZMS – dwa lata później dostał brązowe odznaczenie im. Janka Krasickiego i srebrną odznaką PZPN za działalność na rzecz sportu. Już wtedy pracował w Międzyuczelnianym Zakładzie Badań nad Szkolnictwem Wyższym przy ul. Nowy Świat 69 (gmach KC PZPR). W drugiej połowie lat 70. Michał Zubrzycki wstąpił do PZPR i wyjechał do Charkowa, gdzie pracował przy budowie gazociągu Orenburg. Z dokumentów wynika, że wcześniej był w Moskwie i Leningradzie, gdzie zapoznawał się z badaniami dotyczącymi planowania rozwoju szkolnictwa wyższego.

W latach 80. Michał Zubrzycki nadal wyjeżdżał do ZSRR, w 1982 r. był zastępcą dyrektora ds. ekonomiczno-handlowych budowy stacji gazociągu w Charkowie. W 1987 r. pełnił funkcję dyrektora Energopolu, był też szefem POP PZPR. Na jego pozycję nie miał wpływu fakt, że jego siostra przebywała na Zachodzie (mieszkała na stałe we Włoszech).

W oficjalnych biogramach nie ma ani słowa na temat jego działalności w PZPR. Są natomiast informacje na temat drogi zawodowej Michała Zubrzyckiego. Można się m.in. dowiedzieć, że w okresie 1999–2001 był zatrudniony na stanowisku z-cy dyrektora w „Mostostalu Ventures”, następnie jako wiceprezes-dyrektor zarządzający w spółce „Mostostal Export-Dom” Sp. z o.o. Od 19 marca 2002 r. pełnił funkcję prezesa zarządu spółki WARS SA.

W jaki sposób Janusz Palikot poznał wieloletniego, ważnego działacza PZPR, który na dodatek miał doskonałe kontakty w ZSRR? Nie wiadomo, ponieważ nasze pytania pozostały bez odpowiedzi.

Instruktor kultury

Kolejny ważny działacz PZPR, który współpracował z Januszem Palikotem, to Tadeusz Zielniewicz, obecny dyrektor Łazienek Królewskich, powołany na to stanowisko przez ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego w lipcu tego roku. „Gazeta Polska” pisała o nim kilkakrotnie. Przed objęciem funkcji dyrektora Łazienek Tadeusz Zielniewicz był szefem Wejchert Golf Club. Zasiadał także w innych spółkach twórcy ITI oraz w lubelskim Polmosie razem z Januszem Palikotem. W latach 90. został generalnym konserwatorem zabytków. Z tego stanowiska odszedł w atmosferze skandalu – w 1995 r. zezwolił, mimo głośnych protestów, na wykreślenie z rejestru zabytków pięknej willi „Brzozy” przy ulicy Batorego w podwarszawskim Konstancinie. Dzięki tej kontrowersyjnej decyzji właścicielka „Brzóz”, milionerka Iwona Büchner (prezes m.in. domu aukcyjnego Pol-Swiss Art), kilkanaście miesięcy później wyburzyła budynek i postawiła w tym miejscu „nowocześniejszą” rezydencję. Krótko przed rezygnacją ze stanowiska generalnego konserwatora zabytków Tadeusz Zielniewicz wydał zezwolenie na wywóz do Niemiec kilkuset XIX-wiecznych wyrobów kamiennych, zabranych z parków i dworków Dolnego Śląska. 44 tiry z cennymi zabytkowymi dekoracjami zatrzymano w ostatniej chwili na przejściu granicznym w Olszynie. Zawartość ciężarówek – jak się okazało – miała trafić w ręce prywatnego niemieckiego obywatela, gdyż – jak oficjalnie tłumaczyli urzędnicy Zielniewicza – były to „wyroby niemieckie”, których „wywóz nie spowoduje uszczerbku dla kultury narodowej”. Niedługo po tym, jak ówczesny wiceminister kultury Tadeusz Polak nazwał tę operację „skandalem i grabieżą”, a prasa zainteresowała się wykreśleniem z rejestru zabytków willi „Brzozy” – Zielniewicz podał się do dymisji i podjął pracę jako doradca w Polskiej Radzie Biznesu, założonej przez kilkunastu najbogatszych polskich przedsiębiorców, w tym Jana Wejcherta oraz Piotra Büchnera, męża Iwony Büchner. W 2005 r. został powołany na stanowisko dyrektora Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie przez ówczesnego ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego. W marcu 2007 r. Zielniewicz odszedł z tego stanowiska, nie zgadzając się z decyzją komisji konkursowej międzynarodowego konkursu architektonicznego na projekt siedziby muzeum, która jako zwycięski wybrała projekt autorstwa Christiana Kereza.

Przed 1990 r. Tadeusz Zielniewicz był aktywnym członkiem najpierw SZSP, a następnie ZSMP, gdzie pełnił funkcję sekretarz komisji kultury w Zarządzie Wojewódzkim ZSMP. W 1980 r. powołano go do pracy w Komitecie Wojewódzkim PZPR, a na początku 1982 r. został Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków. Pięć lat później Tadeusz Zielniewicz był już Generalnym Konserwatorem Zabytków. Z dokumentów wynika, że przed rokiem 1989 ukończył m.in. studia podyplomowe w zakresie stosunków międzynarodowych w Centrum Kształcenia Służby Zagranicznej Akademii Nauk Społecznych w Warszawie. W okresie PRL był wielokrotnie odznaczany, m.in. Medalem za Ofiarność i Odwagę i Srebrnym Krzyżem Zasługi.

W 1989 r. starał się o pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych na stanowisku eksperta organizacji międzynarodowych. Opiniujący wniosek urzędnik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych napisał: „Proszę porozumieć się z Wydziałem IV Departamentu II MSW do nr 102090. Tow. Jończyk”. Zastępca naczelnika wydz. IV Departamentu II odpisał: „Uwag nie wnosimy. Rejestracja pozytywna”.

Funkcjonariusz SB

Do współpracowników Janusza Palikota należy Artur Bara, były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, a po 1990 r. współwłaściciel agencji ochrony „Bako”. Palikot wspiera Biłgorajskie Stowarzyszenie Kulturalne im. I.B. Singera, którego prezesem jest prof. Paweł Śpiewak, zastępcą Henryk Wujec, a skarbnikiem wspomniany Artur Bara, który od lat działa też w samorządzie – należy do Klubu Radnych Lewicy.

Z prowadzonego przez niego bloga można się m.in. dowiedzieć o wyrazach uwielbienia dla Janusza Palikota oraz przyczynach wstąpienia do SB.

„Mimo mojej burzliwej raczej młodości od dziecka nie cierpiałem wszelkiego rodzaju złodziejaszków, meneli, krętaczy i innych mniej lub bardziej znaczących przestępców i cwaniaczków. Mimo że miałem dobrze płatną i satysfakcjonująca pracę, zgłosiłem się do Wydziału Kadr Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Zamościu. Chciałem zostać milicjantem. Pan z kadr stwierdził, że w Biłgoraju wolny etat jest tylko w SB. Obiecał, że gdy coś się zwolni w milicji, to mnie przeniosą. Szczerze mówiąc, oczekując na wieści z kadr, trochę się obawiałem. Okres z liceum nie był najlepszą rekomendacją do pracy w milicji. Było jeszcze jedno. Zdarzało mi się wozić z Lublina podziemną literaturę (gazety, druki bezdebitowe, ulotki). Mojego taty syrenką. Co by było, jakby się wydało? 1 czerwca 1985 r. zgłosiłem się do pracy w Biłgorajskiej SB. W 1987 r. podjąłem studia podyplomowe w Akademii Spraw Wewnętrznych. Niedługo po jej ukończeniu przeniesiono mnie do milicji. W 1989 r. napisałem raport o zwolnienie z resortu. 31 maja 1990 r. był ostatnim dniem mojej pracy” – czytamy na blogu Artura Bary.

Nieco inny obraz wyłania się z zachowanych do dziś dokumentów MSW. Dowiadujemy się z nich, że Artur Bara, zanim wstąpił do SB, był ochotnikiem ORMO.

„Od 16 marca 1979 roku jestem członkiem ORMO w Biłgoraju, gdzie pełnię funkcję Społecznego Inspektora Ruchu. Pracą w organach MSW interesuję się od dawna. Do podjęcia pracy w SB skłoniła mnie chęć służenia Ojczyźnie. Urodziłem się 6 kwietnia 1961 roku w Biłgoraju” – napisał Artur Bara w życiorysie załączonym do podania o przyjęcie do pracy w SB.

„Zwracam się z prośbą o przyjęcie mnie do pracy w organach Służby Bezpieczeństwa. Prośbę swą motywuje tym, że od 6 lat jestem członkiem ORMO. Przez ten czas poznałem pracę tych organów, odpowiada ona moim osobistym zainteresowaniom i dlatego też chciałbym pracować jako funkcjonariusz SB. Przynależność do PZPR i innych organizacji: ZSMP – Biłgoraj, Aeroklub – Zamość, PTTK, ORMO – Biłgoraj” – napisał w podaniu. W kwestionariuszu zaznaczył, że w SB pełnią już służbę członkowie jego rodziny – brat ojca w SB w Zamościu oraz mąż siostry ojca w SB w Lublinie.

W pozytywnie opiniującej go notatce czytamy: „Ojciec jego jest długoletnim członkiem partii i działaczem społecznym. W dniu 16 marca 1979 roku kandydat [Artur Bara – red.] wstąpił do ORMO, jest również społecznym inspektorem ruchu drogowego. Wiele czasu poświęca na służby, które pełni wspólnie z funkcjonariuszami Grupy Ruchu Drogowego RUSW w Biłgoraju. W 1984 roku został odznaczony brązową odznaką za zasługi dla porządku publicznego. Do pracy w MO starał się 1983 roku, lecz z uwagi na to, że nie miał uregulowanego stosunku do służby wojskowej oraz że był dopiero studentem I roku, sprawa przyjęcia musiała być oddalona na czas późniejszy”.

Pracując w SB, zbierał pozytywne opinie od przełożonych. „Posiada pozytywny stosunek do obecnej rzeczywistości. Nie ma powiązań z klerem bądź wrogim elementem, jak również nie utrzymuje kontaktów z KK” – napisano w opinii służbowej w 1985 r.

Dwa lata później wydano kolejną pozytywna opinię partyjno-służbową. „W okresie od 3 listopada 1986 roku do 17 lipca 1987 roku był słuchaczem Oficerskiego Studium Podyplomowego ASW w Warszawie na kursie SB w Świdrze. (...) Uczestniczył w służbach wewnętrznych w ASW oraz w realizowanych przez Kurs działaniach ochronno-porządkowych i zabezpieczeniach operacyjnych. Wykazał właściwą postawę i zaangażowanie w realizacji powyższych zadań, szczególnie podczas zabezpieczania wizyty papieża w Polsce w dniach 8–14.06. W działalności społeczno-politycznej wykazał się dobrą aktywnością, za którą został nagrodzony 3-dniowym urlopem. (…) Był lektorem POP nr 12 w SP ASW. Frekwencja na zebraniach POP bez zastrzeżeń. Tajemnicy służbowej i państwowej przestrzegał. Światopogląd materialistyczny utrwalony. Stosunek do zasad ustrojowych i PZPR pozytywny. Prezentowane postawy, umiejętności i cechy charakteru dają gwarancję właściwego wykonywania przez wyżej wymienionego zadań stawianych oficerom SB”.

W trakcie służby w SB Artur Bara ukończył stacjonarne Studium Oficerskie Akademii Spraw Wewnętrznych im. F. Dzierżyńskiego w Legionowie. W 1989 r. przełożeni napisali, że Artur Bara to „oficer zdyscyplinowany, zadania operacyjne wykonuje bez zastrzeżeń. Lubiany w kolektywie. Strona etyczno-moralna i światopoglądowa bez zastrzeżeń”.

Artur Bara nie poddał się weryfikacji funkcjonariuszy SB – w 1990 r. złożył raport do ministra spraw wewnętrznych o zwolnienie ze służby i z resortu odszedł 31 maja 1990 r. 1 czerwca 1990 r. założył agencję ochroniarską „Bako”, która ochraniała m.in. firmę Janusza Palikota.

Profesor ekonomii

Do ludzi, którzy mieli (i nadal mają) olbrzymi wpływ na Janusza Palikota, należy prof. Krzysztof Obłój. Razem w 2003 r. opublikowali „Myśli o nowoczesnym biznesie”, prof. Obłój wielokrotnie wypowiadał się na temat działalności biznesowej Janusza Palikota, np. o nieudanej inwestycji dotyczącej tygodnika „Ozon”. „To była jedyna inicjatywa, w której odmówiłem Januszowi współpracy. Od początku było widać, że choć piękna, to skazana na niepowodzenie. Cóż, każdy przedsiębiorca czasem się myli” – mówił w 2007 r. „Polityce” prof. Krzysztof Obłój.

Prof. Obłój ma olbrzymie doświadczenie w biznesie: zasiadał m.in. w radzie nadzorczej firmy Janusza Palikota „Ambra” (na początku lat 90.), Agorze-Gazecie i Orlenie. Karierę naukową Obłój zaczął w latach 70. – w tym czasie należał do Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. Szybko piął się po szczeblach kariery naukowej, ukończył też Szkołę Oficerów Rezerwy ze specjalną rekomendacją. W 1978 r. starał się o pracę w ambasadzie PRL w Trypolisie – jak wynika z dokumentów, MSW nie wniosło żadnych zastrzeżeń. W 1986 r. Krzysztof Obłój napisał swoją pierwszą książkę „Zarządzanie: ujęcie praktyczne”.

Janusz Palikot wielokrotnie mówił o swojej przyjaźni z prof. Obłojem. – Ilu konsultantów politycznych pracuje dla Pana? – zapytał niedawno Janusza Palikota dziennikarz „Polski The Times”. – Nic się nie zmieniło. To są ludzie, z którymi się przyjaźnię, Krzysztof Obłój, Jacek Prześluga, prof. Rafał Ohme. Ale nie płacę im żadnych pieniędzy – odpowiedział polityk PO.

 



Źródło:

Dorota Kania